Shane MacGowan’s Wake

W tradycyjnej irlandzkiej balladzie Finnegan’s Wake pomocnik murarski Tim Finnegan zabija się, spadając z drabiny w stanie mocno nietrzeźwym. Podczas stypy po jego śmierci wybucha awantura, w trakcie której pijani żałobnicy przypadkowo oblewają nieboszczyka whisky, a wtedy ten nieoczekiwanie ożywa. Alkohol, który spowodował śmierć Tima – zgodnie z irlandzkim źródłosłowem* – w tym przypadku okazał się też „wodą życia”.

Shane MacGowan na festiwalu w Japonii w 1991 roku
Shane MacGowan na festiwalu w Japonii w 1991 roku

Przypomniałem sobie o Finnegan’s Wake kilka miesięcy temu, oglądając zdjęcia i filmy z pogrzebu Shane’a Mac- Gowana, założyciela i lidera zespołu The Pogues, który pchnął celtycki folklor muzyczny na nowe tory. Autora tekstów, w których los Irlandczyków i irlandzkich emigrantów, liryzm i melancholia w niepodrabialnym stylu przenikają się z doświadczeniem życia na krawędzi i poza nią, na samym dnie. Rock’n’rollowego straceńca, zniszczonego przez dekady nadużywania alkoholu i narkotyków, który w ostatnich latach życia miał problemy nie tylko ze śpiewaniem, ale i z płynnym mówieniem.

Podobno guinnessa pił już w wieku pięciu lat. Jako nastolatek wykazywał nadprzeciętne zdolności literackie, ze szkoły wyleciał jednak za posiadanie narkotyków, a w wieku lat siedemnastu z powodu uzależnienia trafił do szpitala psychiatrycznego. Potem w jego życiu pojawił się punk rock. Był charakterystycznym bywalcem pierwszych koncertów Sex Pistols i The Clash, wreszcie sam zaczął muzykować. Stopniowo dojrzał do tego, aby melodie zapamiętane z dzieciństwa i utwory na nie stylizowane podawać w punkowym sosie. Tak narodził się The Pogues.

Okres największych tryumfów zespołu – lata 80. XX wieku – to historia mocno zakrapiana. „Na trzeźwo gramy lepiej” – przyznawał Shane w jednym z wywiadów – „ale gorzej się bawimy, dlatego pijemy”. Ta prosta filozofia miała poważne konsekwencje: w 1991 roku MacGowan został wyrzucony z zespołu po zawalonym koncercie w Japonii. Próbował sił jako solista z towarzyszeniem formacji The Popes, nie odniósł jednak większych sukcesów, podobnie jak pozbawieni charyzmatycznego frontmana The Pogues. W XXI wieku zespół reaktywował się i zagrał kilka tras koncertowych z MacGowanem. Choć Shane był daleki od optymalnej formy, na występy i tak zwykle przychodziły tłumy.

W utworach The Pogues alkohol odmieniany jest przez wszystkie przypadki. „Pożycz mi dziesięć funtów, kupię ci drinka” – proponuje MacGowan w Boys from the County Hell. Miejscem akcji Sally MacLennane jest „pub, w którym się urodziłem”, bohater Streams of Whiskey „udaje się tam, gdzie płyną strumienie whisky”, zaś ten z A Pair of Brown Eyes opowiada o pewnym letnim wieczorze, kiedy był „pijany jak diabli, prawie martwy”. I tak dochodzimy do najsłynniejszego utworu Poguesów, czyli Fairytale of New York, duetu MacGowana z tragicznie zmarłą Kirsty MacColl. Podmiot liryczny snuje w nim wspomnienia z perspektywy izby wytrzeźwień, dokąd trafił w wigilię Bożego Narodzenia. W ostatnich latach owa opowieść o związku dwojga ludzi, którzy na przemian kochają się i nienawidzą, szepczą czułe słowa (on do niej: „królowo Nowego Jorku”) i wyzywają od najgorszych (również on do niej: „stara dziwko”), stała się bodaj najbardziej nieoczywistym bożonarodzeniowym szlagierem wszechczasów. Najwyraźniej do wielu z nas słodkogorzka wizja Shane’a i jego głos – w którym według Toma Waitsa słychać „błoto i róże” – trafiają bardziej niż Last Christmas.

Trafiają też do największych z największych, takich jak Bob Dylan czy Paul Simon. Nick Cave nazwał MacGowana „największym autorem piosenek w swoim pokoleniu”, a w trakcie pogrzebu wokalisty The Pogues wykonał A Rainy Night in Soho. Trumnę ze zwłokami muzyka, którego wcześniej na ulicach Dublina żegnały tłumy, niósł między innymi jego stary przyjaciel Johnny Depp. W kulminacyjnym momencie pogrzebu Glen Hansard i Lisa O’Neill zaśpiewali Fairytale of New York. Na środku kościoła, w którym odbywała się ceremonia, zaroiło się wówczas od tańczących par. Przez chwilę myślałem, że zaraz ktoś obleje Shane’a whisky, a ten wstanie z mar niczym pomocnik murarski Tim Finnegan. Chyba jednak nie musi, bo jak stwierdził Bruce Springsteen: „Nie wiem, jak będzie z resztą nas [muzyków – T.G.], ale piosenki Shane’a ludzie będą śpiewać i za sto lat”.

* Słowo whisky pochodzi od gaelickiego połączenia uisce beatha, który jest dosłownym tłumaczeniem łacińskiego określenia aqua vitae ‘woda życia’.

Autorzy: Tomasz Grząślewicz
Fotografie: Masao Nagakomi