Sezon biegów

Najgorsze są hulajnogi. Idę sobie z przyjacielem, spacerując niespiesznie, jak to w niedzielne przedpołudnie, rozmowa się toczy z wolna, ja mu to, on mi sio i tak sobie spędzamy czas. Aż tu naraz, zza pleców wyłania się rower, którego wcześniej nie widzieliśmy ani nie słyszeliśmy (bo z wiekiem nasz słuch ma tendencje do tępienia, tzn. staje się coraz mniej efektywny). Rowery mają przynajmniej dzwonki, używane przez kolarzy amatorów, jeśli oczywiście nie wpadną w panikę. W panikę mogą wpaść, napotykając na leśnej ścieżce konia, który udaje, że się przechadza. Niestety, nieco mu w tej przechadzce przeszkadza ciężar na siodle, ciężar, który w dodatku się rusza i denerwuje wierzchowca. Jednak to wszystko nic w porównaniu z nadzwyczaj niebezpieczną hulajnogą, powinni zakazać używania tych cichobieżnych hulajnóg, będących postrachem pieszych użytkowników dróg.

Spacerujemy tak sobie i spacerujemy, od czasu do czasu spotykając ludzi płci obojga (tak się dawniej mówiło, gdy czwarty wieszcz pisał: Ogromne wojska, bitne generały,/ Policje tajne, widne i dwupłciowe/ Przeciwko komuż tak się pojednały? –/ Przeciwko kilku myślom, co nie nowe!). Dziś poeta miałby się z pyszna… W każdym razie ten tłum ludzi w różnym wieku, różnej tuszy, ludzi małych i dużych – biega, a przynajmniej takie robi wrażenie (może to bieg do świętości?). Biegi opanowały już wszystkie warstwy społeczne, niezależnie od pozycji, wyznania i przekonań politycznych. Bieganie, które kiedyś dla zdrowia lansował red. Tomasz Hopfer, a potem niestety zmarł przedwcześnie. Podobnie jak pierwszy maratończyk. Podobnie jak wielu innych, dobitnie wykazując, iż bieganie niewiele ma wspólnego ze zdrowiem. Już lepsze są stateczne spacery, no, może marszobiegi, czyli spokojne poruszanie się przerywane krótkimi, intensywnymi sprintami. Ale fala biegania narasta, bez względu na oczywiste dowody szkodliwości. Nie szukając długo, znalazłem w internecie imprezy, takie jak: Bieg Piastów (to akurat na nartach), Tropem Wilczym, Frassatiego, Dzika, Utopca, Mikołajkowy, Walentynkowy, Aniołów, Anioła, Wiosenny, Górski, Oko w Oko z Rakiem, Dla Słonia, Z Sercem WOŚP, Z Czystą Przyjemnością, Nocny, Bieg do Słońca, Bieg z Psami, Nordic Walking, Bez Gaci (!), Bieg na Szczyt, Bieg Koguta, Biegi Ultradystansowe, Nocny Bieg Świętojański, Bieg 7 Dolin (100 km w okolicach Krynicy), Półmaraton Dąbrowski, Śląski, Triatlon. I nasza uczelnia włączyła się w ten szalony wyścig: z okazji Święta Liczby Pi zorganizowano biegi na 100π, 200π, 300π, 500π i 1000π – każdy ma takie Pi, na jakie go stać. Zaznaczmy, że zwycięzcy są (co prawda krótko, ale jednak) rekordzistami świata na tych nietypowych dystansach.

Po spacerze udałem się do kościoła, wierząc, że tam znajdę ukojenie od prześladowców w trampkach czy innych butach do biegania. No i pomyliłem się: akurat czytali list św. Pawła do Tymoteusza, a tam apostoł pisze: W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem (2Tm 4,7)! Naprawdę jakieś szaleństwo! Przypomniałem sobie kolędę Przybieżeli do Betlejem. No i Pieśń na pieśniami, gdzie słyszymy: Oto ukochany mój! Oto On! Oto nadchodzi! Biegnie przez góry, skacze po pagórkach. Kościół też uległ epidemii biegania. Chciałoby się powiedzieć, nieco przekręcając starożytną maksymę: currere necesse est, vivere non est necesse, czyli bieganie jest konieczne, życie konieczne nie jest (starożytni mówili, iż żeglowanie jest koniecznością…).

O co w tym szaleństwie chodzi, albo raczej o co biega? Ja nie wiem. Może dlatego, że zamiast biegać, włączam biegi w samochodzie, albo i nie włączam, jeśli moja skrzynia biegów jest automatyczna. Czuję się zbiegiem w moim otoczeniu. Ubiegam się o zasiłek i ochronę przed inwazją biegactwa. Gonitwa trwa, wyścig szczurów, byle dobiec, byle przebiec, byle ubiec rywali.

Jakby nie można było po prostu iść, chodzić, człapać. Żółw też zdąży, a nawet zdarza mu się wyprzedzić zająca. Poeta pisał: Jedźmy, nikt nie woła, a nie: Biegnijmy, bo nas wołają.