Uczelnia z rozmową na sztandarach

W grudniu 2023 roku prof. dr hab. Tadeusz Sławek, rektor Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach w latach 1996–2002, został laureatem Śląskiej Nagrody Naukowej. Tematem naszej rozmowy była więc nauka – jej teraźniejszość i przyszłość, sprawczość i bolączki, szanse i zagrożenia.

Prof. dr hab. Tadeusz Sławek
Prof. dr hab. Tadeusz Sławek

Czy ma Pan poczucie, że praca naukowa wykonywana przez Pana oraz Pańskie koleżanki i kolegów przyczynia się do zmieniania świata?

Na pewno tak, choć trzeba takie stwierdzenie obudować szerszym komentarzem. Po pierwsze, wrażenie tego wpływu będzie różnić się w zależności od dyscypliny. Istnieją nauki bezpośrednio stosowane, gdzie to oddziaływanie widać gołym okiem niemal natychmiast. W humanistyce wygląda to inaczej i zapytany o wpływ człowiek czuje coś na kształt zakłopotania. W trakcie ceremonii wręczenia Śląskiej Nagrody Naukowej powiedziałem, że odbieram ją trochę z nieczystym sumieniem, bo nie wymyśliłem leku ratującego życie ani aparatury, która czyni ludzkie życie łatwiejszym. Wszystko, co mogłem zrobić, to dawać ludziom do myślenia, jakby na złość komplikować świat i pokazywać, że nie jest on taki prosty, jak się wydaje.

Słuchałem ostatnio podcastu o najważniejszych naukowych odkryciach w 2023 roku: zjawiska pogodowe, sposób formowania planet, cząstki antymaterii. Ani sekundy nie poświęcono naukom humanistycznym. Jak humaniści mają odnaleźć się w świecie, który wydaje się nie dostrzegać ich osiągnięć?

W niektórych naukach osiągnięcia są spektakularne, ale też część z rzeczy, o których Pan mówi, uderza nas dlatego, że my ich po prostu nie rozumiemy. Nie chcę podważać ich wagi, tylko że wejście w ich głąb jest niemożliwe dla niespecjalisty, który zatrzymuje się na poziomie fascynujących i tajemniczo brzmiących terminów, niekiedy kojarzących się z science fiction. Jeśli chodzi o nauki humanistyczne, my się sami sobie wydajemy mniej ważni. Tymczasem można by sformułować pytanie inaczej – czy humanistyka to odrębny rodzaj refleksji, który nie ma nic wspólnego z naukami przyrodniczymi? Różni się od nich językiem, problematyką i często mamy poczucie, że jeżeli nawet ktoś z nauk przyrodniczych nas zaprasza, to odgrywamy rolę elementu ozdobnego. Jest jednak jeszcze druga możliwość. Do jakiego stopnia nauki humanistyczne stanowią fundament wszystkich nauk w ogóle? Matematycy nie ukrywają, że matematyka powstała na silnym podłożu filozofii. Wielu fizyków ma komponent metafizyczny w swoim światopoglądzie. Może więc humanistyka, która pyta, skąd przychodzimy, gdzie jesteśmy i dokąd idziemy, powinna być podglebiem wszelkiej nauki? Ostrzegać przed nadmierną specjalizacją, która odciska się na sposobie naszego bycia z innymi ludźmi? Pod koniec XVIII wieku Schiller pisał, że biada kulturze, w której ludzie staną się „tylko odbiciem swego zawodu i swej specjalności”. Refleksja humanistyczna, o której mówię, powinna zadbać o to, by ludzie nie byli tylko odbiciem swej profesji. Problem jest palący i będzie narastał, ponieważ sztuczna inteligencja w obecnym stanie wpłynie na około 40% obecnie funkcjonujących zawodów. Niektóre państwa zaczynają wprowadzać czterodniowy tydzień pracy. Pojawia się pytanie, do czego my kształcimy – może po części do czasu wolnego? Co będziemy robić, kiedy będziemy mniej pracować i brak pracy nie będzie brzmiał jak społeczny wyrok, tylko jak część normalnego życia? Otwiera się tu morze pytań dla humanistyki.

Mamy być bardziej gotowi na przystosowywanie się do zmieniającej się rzeczywistości?

Część naszego problemu polega właśnie na tym, że my się dziś za łatwo przystosowujemy. Mówimy, że trzeba ograniczać ślad węglowy, tymczasem popularność tanich linii lotniczych nie maleje – przyzwyczailiśmy się do tego. Wydaje mi się, że jednym z przekazów humanistyki jest przestroga przed przystosowywaniem się, która jest ważna, zważywszy, że polityka ma pokusę, by wykorzystywać naukę, czasem w sposób bardzo dramatyczny. W tym miejscu przypomina się świetny film Oppenheimer Christophera Nolana i sposób, w jaki prezydent Truman traktuje tytułowego bohatera. Klepie go po ramieniu i gratuluje mu odkrycia, ale kiedy uczony wychodzi, mówi do swojego sekretarza: „Trzymajcie z daleka ode mnie tę beksę”. Wymagania, jakie polityka chciałaby narzucić nauce i edukacji, widać było gołym okiem także na naszym podwórku. Kiedy uznany krakowski historyk, którego wizja historii bardzo odpowiadała partii do niedawna sprawującej władzę, ośmielił się po wyborach wyrazić sąd krytyczny na temat tejże partii, jej przywództwa i sposobu operowania faktami, usłyszał, że jest dobrym historykiem, ale kiepskim politykiem. Jeżeli czyjaś interpretacja kłóci się z założoną przez polityków wizją świata, to natychmiast następuje ostry konflikt. Widziałbym więc rolę nauki bardziej w sferze odpowiedzialności społecznej niż stricte politycznej. Nauka i edukacja to dziedziny wolności ograniczonej poczuciem odpowiedzialności; natomiast polityka, najczęściej uprawiana w strukturach partyjnych, ogranicza wolność światopoglądem politycznym i interesem partyjnym. W tej mierze humanistyka winna spełniać funkcję ostrzegawczą, być – jak to się mówi – „sygnalistą”.

W opinii części środowiska „wyprowadzanie nauki poza mury uczelni” stwarza zagrożenie jej „festiwalizacji”. Jak znaleźć złoty środek i sprawić, żeby taka inicjatywa, jak Śląski Festiwal Nauki KATOWICE, promowała naukę, a nie ją spłycała, zamieniając się w kolorowe wydarzenie, w którym komponent naukowy schodzi na dalszy plan?

To jest cały bukiet problemów, z którego spróbujemy wyciągnąć po jednym kwiatku. Uniwersytet to jedna z najstarszych instytucji publicznych w Europie. Mówi się, że jest jednym z fundamentów europejskości. Skąd się to bierze? Oczywiście z rangi osiąganych wyników naukowych, ale też stąd, że uniwersytet zawsze widział się jako instytucję współpracującą, w przeciwieństwie do innych instytucji, które mniej lub bardziej szczelnie zamykają się w swoich granicach lub ortodoksjach. Uniwersytet to zbiór ludzi, którzy nie boją się wędrówki między uczelniami, krajami, dyscyplinami, a także innymi instytucjami. Wychodzenie uniwersytetu na zewnątrz jako partnera uważam za coś istotnego i trudnego do przecenienia. Możemy sobie zadać pytanie, czy jednym z naszych słabych punktów nie było wcześniej to, że nie potrafiliśmy nauki pokazać w sposób atrakcyjny. To ważne nie tylko po to, żeby poszczycić się swoimi osiągnięciami, ale też pozyskać przyszłych studentów i zainteresować ludzi tym, co się na uniwersytecie robi. Popularyzacja nauki zawsze była mocną stroną Anglosasów, w Polsce natomiast nie mieliśmy silnej tradycji tego rodzaju, więc postrzegam widowiskowe pokazy naukowe czy eksperymenty dla szkół jako rzecz cenną. Zjawisko „festiwalizacji” nauki może mieć niedobre skutki tylko wówczas, gdyby osłabło zainteresowanie ludzi odpowiedzialnych za uniwersytet tym, co dzieje się wewnątrz ich uczelni. Być może to jest duże wyzwanie stojące dzisiaj przed rektorami. Z jednej strony współpraca i spotkanie z ludźmi reprezentującymi świat publicznych instytucji (zwłaszcza samorządowych) są dla uniwersytetu niezbędne jak powietrze. Ale z drugiej strony jest też odpowiedzialność za uniwersytet, który ma swoje prawa, tradycje, obyczaje i problemy. Wydaje mi się, że te dwie ścieżki działania rektorskiego muszą być wyważone i w mojej opinii w tej chwili tak właśnie jest. Jest jeszcze pytanie o skutki takich festiwali: jak przyczyniają się do zainteresowania przyszłych studentów, a także do nawiązania kontaktów z przemysłem czy biznesem. Ta druga kwestia jest pewnie łatwiejsza do prześledzenia, pierwszą natomiast trzeba by zbadać długofalowo. Pewne ostrzeżenie może płynąć z raportu o rynku książki: okazuje się, że festiwale literackie nie przekładają się w dużym stopniu na zwiększenie czytelnictwa. Myślę jednak, że Śląski Festiwal Nauki jest imponujący i z roku na rok coraz bardziej międzynarodowy, choć widziałbym w nim jeszcze większy komponent sztuki. Dopóki trzyma się proporcje zainteresowania i nie ma nierównowagi między sferami wewnątrz/zewnątrz, to aktywne, mocne wejście uniwersytetu w przestrzeń publiczną jest pożądane i w mojej opinii niezbędne.

Hasło tegorocznych obchodów Europejskiego Miasta Nauki brzmi: „Stwórzmy z nauki nowy przemysł”. Co należy uczynić, żeby nauka rzeczywiście stała się nowym przemysłem Katowic i regionu?

Wracam pamięcią do czasu, kiedy prezydent Piotr Uszok zgłosił Katowice do konkursu na Europejską Stolicę Kultury. Było to niezwykle ciekawe doświadczenie, jak gdyby „profetyczne”. Pan prezydent zobaczył, że ruch w stronę szeroko rozumianych miękkich umiejętności jest nieodzowny, i zdał sobie sprawę, że nie możemy ograniczyć się do wewnętrznego podwórka, że musimy je ożywić celem wychodzącym poza jego granice, do którego będziemy wspólnie dążyć. Mówię o tym dlatego, że to był pierwszy wyraźny sygnał, że bez środowisk naukowych i artystycznych przemiana Śląska będzie bardziej chaotyczna, pozbawiona azymutu, który by pokazywał, w którą stronę iść. To, co udało się osiągnąć panu rektorowi Koziołkowi w ramach Konsorcjum Akademickiego – Katowice Miasto Nauki założonego z innymi uczelniami, jest żywym przykładem owoców, jakie przynosi współpraca. Co zrobić, żeby przetrwały? Śląski Festiwal Nauki odbywa się co roku, więc w pewnym sensie się replikuje i pozostanie z nami, a tytuł miasta nauki wkrótce przejmie inne miasto. Wydaje mi się jednak, że został wytyczony szlak, którego porzucenie byłoby trudne zarówno dla przedstawicieli świata akademickiego, jak i dla władz samorządowych. Transformacja Śląska przyniesie dobre owoce, choć nie będzie łatwa, bo to gruntowna przemiana nie tylko samego przemysłu, ale też stylu życia wielu rodzin.

W czerwcu 2024 roku ludzie z wielu krajów wezmą udział w konferencji Euro Science Open Forum w Katowicach. Czy wyjadą stąd z poczuciem, że odwiedzili region, który stawia na naukę?

Kiedy Katowice starały się o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury, przyjechała do nas delegacja z dużej firmy międzynarodowej, od której usłyszeliśmy: dlaczego my nic o Was nie wiemy? Dlaczego nie pokazujecie tego, co macie? To, z czym uczestnicy i goście konferencji stąd wyjadą, zależy głównie od nas samych. My nie bardzo lubimy mówić o sobie. Śląsk działa trochę na zasadzie: popatrz, co zrobiłem, a ja milczę, moje czyny świadczą za mnie. W dzisiejszych czasach to podejście wymaga korekty. Zobaczymy, jak zostanie ułożony program konferencji, co na niej zaprezentujemy oraz jakie będą jej skutki mierzone liczbą kontaktów.

Czym ma się kierować młody człowiek, który dziś myśli o karierze naukowej? Sama ciekawość poznawcza to chyba za mało w obliczu licznych trudności, z jakimi zmagają się uczelnie?

Dużym problemem jest beztroska, z jaką politycy przez lata hasali po edukacji. Krzyczącym jej przykładem była bezmyślnie przeprowadzona reforma miażdżąca gimnazja, które po wielu trudnych latach zaczynały się dobrze lokować na rynku edukacyjnym. Ogólnie edukacja w Polsce została mocno pokawałkowana. Szkoły podstawowe, licea i uczelnie były reformowane osobno, tymczasem proces edukacji to ciągłość, poruszanie się po pewnej drodze, która na dobrą sprawę nigdy się nie kończy. Wydaje mi się, że ciekawość poznawcza, o której Pan wspomniał, została u młodych ludzi dość skutecznie zdławiona przez dwie okoliczności: po pierwsze przeładowanie podstawy programowej, które uczyniło z uczniów przeżuwaczy obowiązkowych tekstów i problemów, a nie ludzi kreatywnych, którzy by z tych treści potrafili coś wyciągnąć dla siebie. I drugi problem: zawsze wydawało mi się bardzo złą rzeczą, że wymaga się, aby człowiek, który idzie do liceum, wiedział już na tym etapie, kim chce być, i umiał się wyspecjalizować. Są wyjątki, lecz generalnie w takim wieku nie tyle powinniśmy wiedzieć, kim chcemy być, ile szukać czegoś, co nas zainteresuje. Nie mam prawa młodym ludziom niczego radzić, ponieważ dorastają w zupełnie innym świecie niż ja, być może ich świat już nawet nie bardzo rozumiem. Ale pierwsza moja „rada” byłaby taka, żeby się uważnie rozglądali w tym, co ich naprawdę interesuje, z zachowaniem szacunku do rynku pracy, ale bez demonizowania go, ponieważ jest szalenie dynamiczny, a w związku z przyspieszeniem technologicznym – znacznie mniej przewidywalny. Jak już wspomnieliśmy, na skutek sztucznej inteligencji wiele zawodów zniknie lub całkowicie się zmieni. Będą powstawały nowe, ale nie do końca wiemy jakie. Gdybym był dziś szefem korporacji, szukałbym więc ludzi, którzy potrafią się wszechstronnie poruszać po świecie. Na takim podglebiu mógłbym sprawić metodą dodatkowych szkoleń, że z młodego człowieka wyrośnie piękny kwiat w dziedzinie, która by mnie interesowała. Wracając do początku naszej rozmowy, refleksja, jaką daje kształcenie humanistyczne, dobrze przygotowuje do dalszych wyborów życiowych, a także do tego, by sprostać społecznej odpowiedzialności wiążącej się z nauką. Wtedy będziemy widzieć więcej i lepiej zdamy sobie sprawę z charakteru naszej pracy, jej konsekwencji i celów, do jakich jest używana. „Radziłbym” też, żeby młodzi ludzie nie powierzali się bez reszty sferze mediów społecznościowych. Nic nie dorówna kontaktom osobistym i nic nie dorówna rozmowie. Dzisiejszy kryzys w Polsce to w znacznym stopniu kryzys rozmowy; wydaje mi się, że idea rozmawiania to coś, co uniwersytet powinien mieć nieomal wypisane na sztandarach. Na ogół w sferze publicznej ze sobą nie rozmawiamy, tylko wykrzykujemy coś do siebie, traktując drugą osobę jak rodzaj lustra potwierdzającego niezbite piękno naszych jedynie słusznych racji. Tymczasem rozmowa polega na spokojnym uznaniu, że nie zawsze muszę mieć rację: trzeba wysłuchać drugiej strony.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Autorzy: Tomasz Grząślewicz
Fotografie: Tomek Grząślewicz