Tropiki w Sosnowcu

Zima, zimno, mroźno, lodowato. Ale jeszcze nie rekordowo. Bo w lutym 1929 roku mrozy sięgały nawet -45°C; uznano go za najzimniejszy miesiąc w historii meteorologii Polski. Z sentymentem przechowuję w pamięci dziecięcą radość z dodatkowej przerwy szkolnej w roku 1962/1963, którą spowodowała luta zima: długi okres mrozów i intensywnych opadów śniegu, liczne utrudnienia w życiu codziennym nimi spowodowane. Zupełnie nie radosna była sytuacja w skali krajowej, bo produkcja przemysłowa została ograniczona, a transport sparaliżowany. Ale dla opatulonego dziecka wędrowanie przekopami wśród wysokich zasp było zabawą, przygodą, odkrywaniem nowego świata. Pięknego, ale i niepokojącego: nieruchomego, pogrążonego w ciszy, pustego, bezludnego. Dziś bym go zestawiła z nastrojowymi, przepełnionymi melancholią i kontemplacją obrazami białej pustki krajobrazu tworzonymi przez Caspara Davida Friedricha (1774–1840).

Podobne zimy zdarzały się i później. Można po prostu zacytować jedno ze współczesnych skrzydlatych zdań: „Sorry, taki mamy klimat!”. I chyba niezależnie od tego, jaka jest, zima budzi emocje. Dodatkowo od dłuższego czasu zaczęła się kojarzyć ze smogiem. Trawestując słowa podpułkownika Williama „Billa” Kilgore’a z Czasu Apokalipsy (1979, reż. Francis Ford Coppola): „Nie lubię zapachu smogu o poranku”.

Antidotum na ponurą późną jesień z wcześnie zapadającym zmrokiem stało się praktykowanie skandynawskiego hygge. Polszczyzna zareagowała na taki styl życia, tworząc słowo jesieniara, wyróżnione w plebiscycie Młodzieżowe Słowo Roku 2019, i jesieniarz, choć męski odpowiednik jest znacznie rzadziej używany.

Obserwatorium Językowe Uniwersytetu Warszawskiego odnotowało w 2022 roku także słowo zimiara, czyli ‘dziewczyna lub kobieta, dla której zima jest ulubioną porą roku’. Na razie forma męska nie została dostrzeżona przez leksykografów, choć jest już używana. W obiegu są też słowa nazywające wielbicielki i wielbicieli pozostałych pór roku. Czyli: każdemu według potrzeb. I gustów.

Kilka niemal polarnych (ta retoryczna przesada łatwo przychodzi przyzwyczajonym do łagodniejszych zim) dni, utrzymujący się śnieżnobiały śnieg – jeszcze nie tak dawno już po kilku godzinach stawał się brudny, pokryty sadzą – podsunęły mi pomysł błyskawicznego wypadu w tropiki jako remedium na zimowe krajobrazy i doznania. Podróż trwała kwadrans. Nie było to wyzwanie podobne do tego, jakie podjął Fileas Fogg, bohater powieści Juliusza Verne’a W osiemdziesiąt dni dookoła świata (1872), co wydawało się w dziewiętnastowiecznej rzeczywistości niewykonalne. Tak błyskawiczny przeskok z prawie bieguna do strefy gorącej jest możliwy, gdyż celem wyprawy było nowo otwarte egzotarium w Sosnowcu, czyli Ogród Botaniczno-Zoologiczny CEE Egzotarium Sosnowiec (Centrum Edukacji Ekologicznej), ideą nawiązujące do swojego poprzednika, oddanego do użytku w 1956 roku.

Wówczas było ono nowoczesne, stanowiąc atrakcję nie tylko dla sosnowiczan. Tworzyło architektoniczny kontrapunkt na tle otaczających je pudełkowych blokowisk. Po kilkudziesięciu latach stylistyka budynku straciła urok nowości, a i jego niewielkie rozmiary przestały być wystarczające dla roślin, które – co oczywiste – rosły. A kiedy kilkanaście lat temu zakwitła dorodna agawa, jej okazały kwiat na wysokiej łodydze okazał się zbyt wielki, by zmieścić się w cieplarni. Trzeba było dla niego usunąć szyby w dachu. Dzięki temu niezwykłą roślinę można było podziwiać, przechodząc lub przejeżdżając obok egzotarium.

Zestarzało się ono także pod względem technicznym i technologicznym. Ciepłolubne rośliny i zwierzęta wymagają odpowiednich warunków, czego nie gwarantowała opieka „chałupniczna”.

I tak od grudnia 2023 roku w Sosnowcu w miejscu starego działa nowe i nowoczesne Egzotarium pozwalające na chwilę wejść w świat tropików, co docenia się szczególnie w czasie dominacji zimowej bieli i burości. Zachęcona bogactwem wielozmysłowych doznań, w najbliższym czasie wybieram się na Pustynię Błędowską – podróż potrwa aż 39 minut. Albo „po prostu” wyjadę… na Malediwy, „tak jak rano jedzie się do biura!” (Wojciech Młynarski, 1967). Polskie Malediwy, w Jaworznie, po 30 minutach jazdy samochodem.