Felieton noworoczny

I znowu to samo: nadchodzi Nowy Rok i trzeba napisać felieton. Jeszcze niedawno można było udawać, że Nowy Rok to dopiero nadejdzie. Na przykład na takiej Ukrainie Nowy Rok przychodził jakieś dwa tygodnie później, więc można było zwlec jeszcze jakiś czas. Jednak w związku z wojną Putina Ukraińcy zmienili kalendarz i teraz nie ma zmiłuj: Nowy Rok jest o tej samej porze tu i tam. Nie mogę zatem już zwlekać i czas najwyższy wziąć się do roboty. A konkretnie, w związku z felietonem, wypadałoby przedstawić swoją wizję nadchodzących miesięcy. Droga Redakcja przykazała, by nie straszyć ludzi nadaremno. Cóż więc mam powiedzieć, gdy patrzę w moją szklaną kulę i widzę… czarno. Zresztą to jest podobno gwarancja, żeby zostać prorokiem: mówić ustawicznie, że będzie gorzej.

W mijającym roku dość często dawałem do zrozumienia, że nie jestem fanem tzw. sztucznej inteligencji. Podważałem jej nieomylność czy też cechy boskie przydawane temu specyficznemu wytworowi myśli ludzkiej. No i dostało mi się. Nie wiem, jak często czytelnicy mają do czynienia z dostawcami usług z sektora informatycznego. I nie chodzi mi wcale o zaawansowane techniki komputerowe, a nawet nie o osławionego Pegasusa. Nie, ja chcę dziś opowiedzieć o moich potyczkach z firmą dostarczającą usługi telefoniczne oraz informacyjne, tj. konkretnie telewizję oraz internet. Jeśli Państwo mieli taki kontakt, to wiedzą, że nie należy on do łatwych. Po pierwsze, należy zadzwonić i wysłuchać dość monotonnej przemowy na temat ochrony danych osobowych i bezwzględnego profesjonalizmu firmy, która w szczególności ostrzega, że rozmowa będzie nagrywana. Jeśli nie wyrazisz zgody, to możesz się rozłączyć i niczego nie załatwić. Potem wkracza do akcji ich chatbot, który nazywa się Sprytny Felek czy jakoś tak. Sprytny Felek najpierw pyta, o co chodzi, i podaje szereg cyfr, które należy wybrać, by uzyskać poradę. Niestety, moja sprawa nie mieści się w tym katalogu i wciskam coś na chybił trafił. Sprytny Felek czuwa i dopytuje o konkrety. W końcu poddaje się i proponuje rozmowę z konsultantem, czyli to, o czym od godziny marzyłem. Rzecz jasna, na rozmowę z konsultantem trzeba czekać, na ogół jednak dopisuje mi szczęście.

Wyjaśniam pani lub panu, że mam kłopoty z ofertą programową, na którą zawarłem umowę. W szczególności lubię programy historyczne, które zniknęły z mojego menu. Konsultant proponuje nowelizację umowy i zdaje mi się, że załatwiłem sprawę. To znaczy tak naprawdę sprawę załatwiłem trochę później, składając wizytę w lokalnym przedstawicielstwie firmy, zwanym ,,salonem”. Z tej wizyty byłem bardzo zadowolony, był wszakże haczyk, na który początkowo nie zwróciłem uwagi. Haczykiem była uprzejmość pani, która mi różne rzeczy obiecywała, ale jak się poniewczasie dowiedziałem, nie była najbardziej kompetentna w owym salonie. Niemniej wszystko było w porządku, dopóki nie zorientowałem się, że znów nie mam dostępu do pewnych, ulubionych przeze mnie programów. Tym razem chodziło o programy sportowe. Aliści przeczytałem, że mogę te kanały za dodatkową opłatą zamówić. Ponieważ zbliża się sezon tenisowy i jestem zainteresowany oglądaniem meczów piłkarskich, udałem się do salonu (najpierw zadzwoniłem i nawiązałem kontakt z miłym konsultantem, który obiecał, że oddzwoni, ale niestety tego nie zrobił), gdzie podeszła do mnie pani, której opiece z pełnym zaufaniem się poddałem. Tym bardziej, że towarzyszyła jej druga pani. Obie uprzejmie wysłuchały, o co mi chodzi, a potem powiedziały, że… nic się nie da zrobić! Okazuje się, że dwie oferty się wykluczają, a na tę ,,historyczną” już podpisałem umowę, której zerwanie dużo by mnie kosztowało. Widocznie teraz tak jest, że system decyduje, czy delikwent może oglądać historię czy sport. Stałem się ofiarą systemu, o czym niniejszym uprzejmie informuję każdego, kto może tym być zainteresowany.

W ostatnich dniach dostałem esemesa od Sprytnego Felka, który obiecuje, iż zadzwoni do mnie wkrótce. Czekam. A na razie życzę wszystkim Do Siego Roku, w którym trudno się czegoś dobrego spodziewać.