POLEMIKA

CHŁOSZCZĄC BEZLITOŚNIE NIECNOTĘ...

Krzysztof Zanussi w wykladzie na temat XXI wieku /"GU" nr 12 - grudzien `93/ wyrazil sie zle o "Dynastii" w slowach, ktorych nie chce powtarzac. Nie mial rowniez dobrego slowa o ogladajacych "Dynastie", ze to podobno wstyd! Ogladam "Dynastie" i wstydze sie bardzo, ale bez dalszych juz wstepow pytam sam siebie: dlaczego lubie ogladac "Dynastie"? Odpowiedz nie moze byc zbyt prosta, bo wybronilibysmy wtedy wiele innych rzeczy w imie tak uwielbianej obecnie tolerancji. "Dynastia" rozgrywa sie w Denver. Ale tak naprawde, to nikogo nie obchodzi, gdzie to jest, tak jak nikogo nie obchodzi, w ktorym lesie i w jakim kraju zyje siedmiu krasnoludkow. Ludzie, o ktorych w niej mowa mieszkaja niemal w palacu, jesli chca, ida poplywac we wlasnym basenie, na codzien jezdza konno, maja niewiadoma ilosc samochodow, urzadzaja takie "birthdays", ze hej! Na kazda okazje maja stroj, od slipek po kreacje wieczorowe, nie pomijajac swetra i roboczej bluzy. Jakie to dalekie od Polski, dodajmy - Polski naszej - tj. mojej i Twojej, Czytelniku.

A teraz wezmy pierwszy lepszy film polski. Widzimy miasteczko, ryneczek, a przy nim gospode. Nieopodal przy kiosku gromadza sie nieogolone typy. Wyciagaja butelki. A potem bija sie po pysku. Bylem niedawno w miasteczku z ryneczkiem, zaszedlem do gospody napic sie "Tyskiego". Uprzejmy kelner, usmiechnieta kelnerka. Na ryneczku - a bylo sobotnie popoludnie - niewielu przechodniow. Jedni szli odwiedzic znajomych, niosac w reku kwiatki. Inni wracali z dziecmi ze spaceru po parku. Ja - obcy - zaszedlem do tutejszego muzeum. Nie zauwazylem, by ktos kogos pral. Do czego wiec bardziej podobne jest nasze polskie zycie? Do tego, co pokazuje nam film polski, czy do "Dynastii"?. Dla mnie to oczywiste: do "Dynastii". Carringtonowie mieszkaja w rezydencji, lataja, ot tak sobie do Hong-Kongu. Ale maja te problemy co my. Oto znajomy nam pan nie moze znalezc wspolnego jezyka z synem. Nie wszyscy nasi kuzyni sa przez nas kochani, a sa i tacy, ktorych nie chcemy znac. Przychodzi nagla choroba. Dowiadujemy sie, ze siostrzenica nie daje sobie rady w zyciu, ze ktos sie w rodzinie rozwodzi. Ten Carrington martwi sie tym co my, i cieszy sie tym co nas cieszy. I dla nas i dla niego problemem sa miliony. To co, ze dla niego dolarow, a dla nas zlotych.Ze obyczaj luzniejszy? To moze tez tylko kwestia skali! Utozsamiamy sie z nimi jak kiedys w dziecinstwie /dziewczeta/ z krolewna z bajki, ktorej nie rozumie zla macocha i jak /chlopcy/ z tym najmlodszym z braci, w ktorego nikt nie wierzy, a ktory potem zeni sie z krolewna i zostaje krolem.

Rzecz, ktora dzieje sie nigdzie, okazuje sie, ze dzieje sie wszedzie.

Rzecz, ktora dzieje sie na tym realistycznie pokazywanym w polskim filmie ryneczku, nie dzieje sie nigdzie.

Nie dzieja sie nigdzie rowniez wysublimowane zdarzenia i postacie z tzw. polskich filmow ambitnych. Oto na jednym z nich mlody chlopak podglada z okna przez lornetke starsza od siebie pania, ktora kiedy to spostrzega, zaczyna go wyraznie prowokowac. Pominmy te lornetke z tego "okna na podworze", ktore gdzies przedtem widzielismy. Sytuacja jest warsztatowo wydumana, bo trzeba miec okno z widokiem tam gdzie trzeba, no i trzebaby miec te lornete, a w filmie, o ktorym mowa jest to przyrzad naprawde wysokiej klasy. Kto sie z nas z tym utozsami? Raczej powie: to mi sie w zyciu nigdy nie zdarzy.

Inny polski film: to, co zwykle dzieje sie na koncu, widzimy juz w pierwszym ujeciu. O co moze chodzic dalej?

I jeszcze inny. Dwaj fizycy, jeden bywaly w swiecie, a drugi zapomniany, na prowincji. Ten pierwszy odwiedza drugiego. trudno o wspolny jezyk to wszystko oddane jest bardzo prawdziwie - nie widzieli sie od czasu studiow. Mloda pani domu - dodajmy, ze skromnego - wprowadza do filmu dyskretny romantyczny nastroj, sprzegniety z iscie judymowska aura przebijajaca z rozmow dwu przyjaciol. Ten temat przechodzi w koncu w niebotyczne rejony Bohrow i Einsteinow. Siegaja wiec uczeni fizycy do swoich dawnych rekopisow. Obracaja stronice, ukazuje sie wzor: arctgx + arctgy = arctg 1 - xyx + y Trzeba przyznac rezyserowi, ze sprawe romantyczna - z pewnym malenkim niedomowieniem - rozegral taktownie. A wzor? Z pewnym wahaniem mowie w koncu: wzor jak wzor! Jak jest fundamentalny, nie trzeba studentom kierunkow scislych wyjasniac. Sprawil jednak, ze film stawal sie rownie bajecznie nieprawdziwy jak "Dynastia", przez co skupial uwage na sprawach tych najistotniejszym dla opisywanego w nim trojkata. Z przyjemnoscia sobie ten film przypominam. Aktorzy - mlodzi - grali w nim swe zyciowe role. Nigdy ich w zadnym filmie nie widzialem. Podobnie jak w "Dynastii". Ci Carringtonowie nie graja Carringtonow. Oni nimi sa! Poniewaz sa to ich zyciowe role - bo nie kojarzymy sobie ich z innymi filmami - wcielaja sie w role z pelna pasja. Jesli Kristel i Alexis sie bija, to bija sie naprawde. Ten Blake martwi sie i cieszy naprawde. Wielu synow chcialoby miec takiego ojca. Wielu ojcow z niepokojem mysli, ze mogliby miec takie jak on corki. Ich nastroje nam sie udzielaja. Probujemy odgadnac Adama: czy to on, czy to ten zly duch, ktory w nim siedzi?

A wiec film Krzysztofa Zanussiego podoba sie nam byc moze z podobnych powodow co "Dynastia". Ten wzor z arcustangensem ma swoj odpowiednik w krolestwie Moldawii z jego krolem, niemalze generalem Noriega. Dodajmy jeszcze te nierealne scenerie. Ten snieg na dalekiej wsi polskiej ze "Struktury Krysztalu" jest tak samo bajeczny jak widok Gor Skalistych w stanie Colorado. A co ma do tego XXI wiek? Profesor Zanussi twierdzi, ze ma. Jak jest naprawde, trudno o zdanie. Przyszlosc wyobrazamy sobie jako nieprzezroczysta sciane, ktora jest zawsze na dwa kroki przed nami. Co jest za nia? Tu wyobraznia kapituluje. Ale sprobujmy sposobu Lema i wyobrazmy sobie, ze znalezlismy sie po drugiej stronie.

Wyobrazmy wiec sobie uczonego profesora Tarantoge, ktory w przyszlym stuleciu zglebia zycie polskie w ostatnich dekadach XX wieku. Przegladajac ocalale z potopow numery "Gazety Uniwersyteckiej" dowie sie, ze Polacy w tym czasie ogladali "Dynastie" i wiedli na ten temat zazarte spory. Uzna wiec rzecz za wazna. Odtworzy na swoim "video" ocalale odcinki. Sprobuje dociec, jak "Dynastia" wplywala na zycie codzienne. Przyjrzy sie ocalalej z tamtych lat architekturze nowobogackich. Oto gdzies pod Wyszkowem natknie sie na fronton domu zywcem wziety z palacu Carringtonow. Zauwazy, ze wystroj zbudowanego w tamtych latach hotelu "Sobieski" jest podobny do wnetrz hotelu "Carlton". Grzebiac dalej, zauwazy, ze wlasnie w tych latach rozpalily sie w prasie i TV dyskusje na temat mniejszosci - tych wcale nie narodowych. Sprawdzi, ze w tym czasie w Polsce wzroslo znaczenie rodziny - tej w sensie szerokim, w ktorej wszyscy wujowie i pociotkowie trzymaja sie razem. Bedzie dociekal, czy to wplyw Carringtonow, czy biedy. Zauwazy spadek popytu na pizamy. Skojarzy to sobie z tym, ze Carringtonowie - ci mlodzi - sypiali bez. Nie wszystko w tej "Dynastii" pochwali. Przeczyta tez wyklad profesora Zanussiego i zastanowi sie nad rzeczywista szkodliwoscia Carringtonow. Wzrost przestepczosci w tych latach uzna za niewatpliwy. Pusci jeszcze raz odcinki "Dynastii". Nie zauwazy zwiazku. Wprawdzie w tej "Dynastii" sie bija, strzelaja i padaja trupy, ale dzieje sie to w pewnej konwencji. Te trupy i strzaly sa tak symboliczne jak trzy glowy Pana Longinusa. Szperajac dalej, przejrzy ambitne filmy polskie. Tu spuscmy litoscowie zaslone. Powie wiec, patrzac chlodnym okiem na nasze sprawy, profesor Tarantoga: przesadzil Pan Profesorze z tymi Carringtonami. Ale powie: rozumiem profesora Zanussiego. Z troski o przyszlosc narodu chloszczmy bez litosci niecnote! Patrzmy jednak bysmy uderzali we wlasciwe polpupie. Tego zyczy milemu Profesorowi, Czytelnikom i Redaktorowi

Autorzy: Wuj Tomasz