Rozmowy przedświąteczne

Jest taki wiersz Jurija Lewitańskiego pt. Rozmowy pod choinką noworoczną. Autor, rosyjski (a może radziecki? – urodził się na Ukrainie, a zmarł w Moskwie) poeta pisze w nim, że ,,będzie kwiecień”, najwyraźniej kierując tę myśl do swojej towarzyszki – partnerki. Ona pyta ,,czy Pan jest tego pewien?”, a on odpowiada: ,,tak, jestem pewien, nawet zdaje się, że w gaju jakby zadźwięczał flet…” (i to u początku stycznia, gdy dopiero zima zaczyna się srożyć). Potem mówi, że trzeba szyć wdzianka z perkalu i ,,sarafany” (to takie rosyjskie tradycyjne suknie).

Miło pomyśleć, że nawet Rosjanie dostrzegają w środku zimy promyk nadziei na lepsze czasy, cieplejsze dni i jaśniejsze chwile. Trochę szkoda, że przywódców mają całkiem z innej bajki. Ale – jak to ostatnio często słyszałem lub czytałem – nie należy patrzeć na przywódców, bo naród jest inny. Co prawda w ostatnich dniach marca mogliśmy widzieć twarz narodu w zielonych strojach, skośnooką, bez oznak, za to z chęcią pałaszującą propagandowe dania gotowane w Moskwie. I przegryzającą to wszystko ciastkiem z ,,krymem”. A potem naród głosował niemal jednomyślnie za likwidacją autonomii i ,,wrosjęwstąpieniem”. Jakże ci krymscy Rosjanie musieli cierpieć pod ukraińskim butem! Jak tow. Chruszczow mógł im to zrobić? (Że oddał ich w niewolę ukraińską.). I ciekawe, co by Władimir Władimirowicz Putin powiedział Wiktorowi Fedorowiczowi Janukowyczowi, gdyby ten jednak odzyskał władzę w Kijowie? Czy przeprosiłby go za zdemontowanie jego państwa? Wszak to państwo jest już trochę nadgryzione, a kto wie, co będzie dalej. Bolszewicy mówili ,,grab zagrabione”, być może teraz postbolszewiccy działacze będą wołać ,,gryź nadgryzione”. Niemniej ciekawe jest wytłumaczenie Polakom, którzy masowo jeździli na Krym (śladami pana Skrzetuskiego, który do Bachczysaraju za bakalijkami podążał) bez wizy, bo Ukraińcy nie chcieli od nas żadnych wiz, że teraz trzeba się wystarać w konsulacie Federacji o stosunkowo drogą wizę. Nawiasem mówiąc, Ukraińcy zachowywali się podobnie jak Polacy w odniesieniu do Amerykanów: my też nie żądamy wiz od obywateli USA, choć bez wzajemności. Nie jestem pewien, czy to akurat się szybko zmieni mimo wielkich słów o tradycyjnej przyjaźni i zacieśniającej się współpracy, wyrażającej się w przybyciu 300 żołnierzy – czy oni na pewno przybyli? – i 12 samolotów.

Jakkolwiek potoczą się dalsze losy Krymian, zwróćmy uwagę jeszcze na dwie sprawy. W TVP w poniedziałek 24 marca pokazano spektakl Miłość na Krymie. Miłość na Krymie? Autorem jest Sławomir Mrożek i to wiele tłumaczy. Ponadto dotarła do nas wieść o kolejnej wyprawie Tatarów na Polskę – Tatarzy opuszczają Krym i kierują się do naszego kraju, prosząc o azyl. Najwyraźniej nie mogli znaleźć miłości wśród współziomków i będą jej szukać nad Wisłą. No, nie wiem: wpuszczanie Tatarów może być nieco ryzykowne z propagandowego punktu widzenia. Należałoby od nich zażądać, żeby a) nie zbliżali się do Krakowa (tamtejszy strażak na wieży mariackiej bardzo o to prosi), b) unikali Legnickiego Pola (z przyczyn wiadomych), c) nie brali nikogo w jasyr, d) nie wprowadzali u nas wielożeństwa, e) nie zgłaszali pretensji do befsztyka po tatarsku, f) nie wspominali, iż Krym był tatarski, bo to przeczyłoby twierdzeniom o odwiecznej przynależności Krymu do Rosji i mogłoby narazić na szwank naszą opinię u Rosjan, g) osiedlili się najlepiej w Kruszynianach albo innych Bohonikach.

Przyszedł kwiecień, na pewno. Dlatego tak się plecie.