Testy przedwyborcze

I tak znowu przyszedł czas wyborów. Będziemy wybierać rektora, prorektorów, dziekanów, prodziekanów, dyrektorów, zastępców dyrektorów, członków Senatu, Rad Wydziałów, Rad Instytutów… już nawet nie wiem, kogo jeszcze. Trzeba doprawdy dużo szczęścia, żeby nie być wybranym. Oczywiście można tego uniknąć, pozwalając się wybrać do Komisji Wyborczej, których też kilka wybieramy na różnych szczeblach. To jednak może się okazać nie do końca przemyślanym rozwiązaniem, bo nawet z komisji wyborczej niekiedy powołują do kandydowania – vide p. prof. Czesław Martysz, który najpierw był przewodniczącym Uczelnianej Komisji Wyborczej, a potem został wybrany na prorektora (oczywiście było to podczas poprzednich wyborów).

Warto się dobrze przygotować do wyborów, skoro już musimy kogoś wybrać. Trzeba się uważnie przyjrzeć wszystkim kandydatkom i kandydatom. Oczywiście nie po to, żeby dostrzec jakieś szczególne cechy urody lub – przeciwnie – subtelne mankamenty. Przecież jesteśmy dorośli i takie ,,telewizyjne” klasyfikowanie kandydatur nie przystoi członkom społeczności, bądź co bądź, akademickiej.

Proponuję jednak pewien test. Według moich obserwacji, ludzi władzy cechują pewne niezwykłe przymioty. Otóż oni przez okrągły rok chodzą w garniturach, nie pocąc się latem i nie marznąc zimą. Jest to przymiot ,,nadludzki”, ale widocznie ktoś predestynowany do sprawowania rządów musi się takim przymiotem cechować. Prawdę mówiąc, oznacza to jego przynależność do kategorii przybyszów z kosmosu, ale czyż władza nie jest dana od Boga i w tym sensie ma w sobie coś nieziemskiego? W każdym razie dobrze byłoby ,,zlustrować” kandydatów z tego punktu widzenia. Oczywiście, rektor (lub rektorka; ale nie wiem, jak test ,,garniturowy” przeprowadzić na reprezentantkach płci odmiennej – czekam na sugestie) nie powinien się pocić ani marznąć. Prorektorzy – mogą się pocić nieznacznie lub zimą wkładać szalik. Dziekani: ich władza jest mniejsza, więc normy pocenia się i marznięcia są w tym przypadku łagodniejsze. Dyrektorzy instytutów są najbliżsi zwykłym ludziom, więc dopuszczamy tutaj nawet kandydatów chodzących w swetrach, T-shirtach i dżinsach. Oni się nie pocą, zwłaszcza gdy noszą przewiewny ubiór. Zimą wkładają jakieś ciepłe gustowne wdzianko.

Odrębną kategorię stanowią przedstawiciele pracowników będących nauczycielami, pracowników niebędących nauczycielami, studentów i doktorantów. Zwłaszcza te ostatnie dwie grupy korzystnie się wyróżniają pod względem ubioru: dziewczyny w dostojnych kreacjach, chłopcy w garniturach i pod krawatami. No tak, ale każdy z nich nosi w plecaku buławę – wszak mogą z nich wyrosnąć politycy, którzy, jako się rzekło, latem się nie pocą, a zimą nie marzną. Co prawda, nie wydaje się, by tę umiejętność można było wyćwiczyć – to raczej cecha wrodzona, ale trzeba próbować. I ty możesz zostać wodzem, przedtem zamieniając się w kosmitę odpornego na zmiany temperatury i w ogóle obojętnego na klimat panujący wokół! Tym wezwaniem kończę. Udaję się na obserwację. Na szczęście mamy deptak i nikomu nie podpadnie przechadzający się Oślizło, podglądający kandydatów – zimą ubranych lżej od innych, a latem niepocących się w garniturach.