Wspomnienia o Arturze

Artura poznałem 25 lat temu. Przez ten czas rozmawialiśmy o swoich dokonaniach artystycznych i dydaktycznych. Znam Jego twórczość, często nagradzaną. Niedawno byłem w jordańskiej Petrze, ale wcześniej - dzięki Niemu - poznałem „Petrę” wileńską. To niezapomniany czas. Artur będzie zawsze dla mnie barwnym duchem.
                                                                                                                              Józef Hołard
***
Artur Starczewski był człowiekiem o wielu zainteresowaniach i pasjach. Zbierał kamienie półszlachetne i minerały, przede wszystkim był zapalonym wędkarzem. Pierwsze ryby zaczął łowić w Sanie, nad którym się urodził i spędził dzieciństwo. Potem z wędką już się nie rozstawał, gdziekolwiek spędzał wolny czas od zajęć na uczelni. Mogła to być rzeka, jak jego San, nad który często wracał, jezioro Pile w Bornem Sulinowie, a ostatnio nawet Bałtyk. W morze wypływał kutrem rybackim, w grupie wędkarzy łowił dorsze na wędkę. A po powrocie, gdy trafił na słuchacza, mógł długo opowiadać o wędkowaniu, smażeniu, wędzeniu ryb. Zdarzało mi się słuchać tych pełnych dygresji, dowcipnych gawęd. Będzie mi ich brakowało.
                                                                                                                          Piotr Grabowski
***
Profesor Artur był wspaniałym kolegą, szefem, nauczycielem, Mistrzem. Wiele Mu zawdzięczam, nie tylko w sprawach zawodowych. Zawsze służył pomocą i radą, z życzliwością, sobie właściwym, celnym spojrzeniem na problem. Był wyrozumiały i jednocześnie zasadniczy. Tak, brak będzie jego barwnych opowieści, wspomnień, pogody ducha.
                                                                                                                       Mirosław Ciślak
***
Artura poznałem jako życzliwego przełożonego i serdecznego przyjaciela. W Jego oczach był zawsze charakterystyczny blask, świadczący o dużym doświadczeniu życiowym i optymistycznym nastawieniu do świata i ludzi. Artur potrafił się tym blaskiem z każdym dzielić. Był pełen życzliwości i partnerstwa w stosunkach z podwładnymi. Lubił mówić o sobie, snuć opowieści o latach dzieciństwa i młodości. Często miałem przyjemność słuchania jego głosu, patrzyłem na jego twarz pełną pogody ducha. Artur miał w sobie coś, dzięki czemu potrafił łatwo nawiązywać kontakt i zjednywać sobie sympatię u innych.
Ostatnie moje z Nim spotkanie miało miejsce w sali BWA w Katowicach na wernisażu Biennale Plakatu Polskiego, gdzie stojąc przed swoim plakatem pozował do fotografii. Był z rodziną. Po krótkiej rozmowie pożegnałem się z Nim. To było ostatnie pożegnanie. Zawsze zostanie w mojej pamięci Jego uśmiech i życzliwe spojrzenie. 
                                                                                                                           Ryszard Pielesz
***
Profesor Artur Starczewski zawsze podchodził z szacunkiem do mojej osoby, zawsze był skory do rozmów na wszelkie tematy. Nigdy się nie wywyższał, mimo że posiadał znacznie większą wiedzę i doświadczenie. Starał się wpoić potrzebę stawiania pytań i poszukiwania nań odpowiedzi. Miał bardzo refleksyjną naturę - w Jego oczach często dostrzegałem swoiste zadumanie. Miał coś z filozofa…
                                                                                                                        Marcin Urbańczyk
***
Artur był skarbnicą i mistrzem w opowiadaniu niezliczonych anegdot. Bardzo lubił rozbawiać nas tymi opowieściami. Przybierał wtedy charakterystyczną pozę za swoim biurkiem. Nie zapomnę także tych dużych, pogodnych oczu zwieńczonych uniesionymi, mocnymi brwiami. W kulminacyjnym momencie opowiadanej anegdoty padało najczęściej to nieśmiertelne: „Cały dowcip polega na tym, że...”
                                                                                                                           Stefan Lechwar
***
Trzymając w ręce klucz do sali 106, zawsze będę myślał o Arturze. W sali tej, co środę, z zapartym tchem słuchałem opowieści profesora Starczewskiego. Na podstawie jego życiorysu oraz doświadczeń, jakie miał za sobą, można by napisać niejedną książkę...
                                                                                                                         Sebastian Kubica
***
Profesor Artur Starczewski: uśmiech, ciepło, żart, rozmowa, swobodnie, pióro wieczne, rozmowy, notatniki, butelka śliwowicy, wędzone szproty, opowiadanie, cukiernica (dał mi taką oldskulową, żeby mi chłopaki cukru w kostkach nie zabierali), ołówek, rysunek, notatki, książki, tabliczka z piwiarni, uścisk dłoni, wsparcie, niebieska marynarka, pokój 106, kroki, śmiech, za krótko.
                                                                                                                                  Łukasz Kliś
***
Pamiętam pierwsze dla mnie spotkanie pracowników Katedry Projektowania Graficznego. Profesora Starczewskiego znałem już wcześniej, wtedy poznałem Artura. Nie zapomnę tego, co powiedział jako kierownik katedry - dla Niego liczył się zespół, zgrany zespół. A w zespole mówimy do siebie po imieniu.
Ze względu na różnicę wieku, z początku nie było to dla mnie łatwe, ale zrozumiałem, że taka forma jest synonimem wzajemnego zaufania, szacunku (szacunku dla Człowieka - nie dla tytułów), a podstawą relacji są partnerstwo i wzajemne wsparcie, na które zawsze można liczyć. Spędzony razem czas, opowieści pełne anegdot, trafne spostrzeżenia, nasze rozmowy i wspólnie zrealizowane projekty, te niedokończone i niezaczęte również.
Za to wszystko dziękuję.
…i za pocztówki z Wilna i Bornego także.

PS: Coś jeszcze, z czego zdałem sobie sprawę pewien czas temu - umiejętność słuchania i wartościowania świata…
                                                                                                                            Tomasz Kipka