Rozmowa z dr Natalią Niedźwiecką, autorką pracy „Etniczny aspekt tożsamości Łużyczan”, która w 2008 r. zajęła pierwsze miejsce w Konkursie im. prof. Dobrowolskiego

Najmniejszy naród słowiański

- Łużyczanie mówią dwoma językami: górnołużyckim i dolnołużyckim, są też podzieleni między katolików i protestantów. Co wobec tego stanowi podstawę ich tożsamości?

- Bardzo trudno o obiektywne wyznaczniki, ponieważ Łużyczanie są także zróżnicowani pod względem regionalnym, ekonomicznym, stosunku do przeszłości. Nie pytałam ich wprost, kim się czują. Dowiedziałam się, kim są w kontekście ich życia. Sprawa okazała się bardzo złożona, dlatego wyróżniłam aż 13 różnych typów uczestniczenia w łużyckości. Ich tożsamość może być pojedyncza – łużycka lub złożona – łużycko-słowiańska, łużycko-niemiecka. Niektóre osoby, chociaż od dzieciństwa posługują się językiem niemieckim, utożsamiają się tylko z łużyckością.
 
- Może to zmienić program „Witaj”, który ma nauczyć języka łużyckiego najmłodszych.
- U Dolnych Łużyczan doszło do zmiany językowej, czyli zerwania ciągłości socjalizacji w ich języku. Są tylko nieliczne rodziny, w których mówi się po łużycku. Większość nauczyła się tego języka gdzie indziej niż w domu. W przedszkolach „Witaj” z założenia mówi się po dolnołużycku. Wychowawczyni musi znać ten język i porozumiewać się w nim prawie jak w języku ojczystym. Co ciekawe, do tych przedszkoli chodzi też wiele dzieci z rodzin niemieckich, które przyjechały na Łużyce z zachodnich Niemiec.
Dr Natalia Niedźwiecka jest adiunktem w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego. Jej praca „Etniczny aspekt tożsamości Łużyczan została w 2009 r. wydana w formie książki
Dr Natalia Niedźwiecka jest adiunktem w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego. Jej praca „Etniczny aspekt tożsamości Łużyczan została w 2009 r. wydana w formie książki
 
- Kultura niemiecka silnie wpływa na łużycką?
- Bardzo dużo słów jest pochodzenia niemieckiego. W języku dolnołużyckim zakorzeniło się np. słowo „stundka”, czyli „godzina”. Niektórzy ludzie akceptują to, że mieszkają w Niemczech. Mówią nawet, że każdy Łużyczanin jest w pewnym stopniu Niemcem, ponieważ korzysta z niemieckich mediów, na ulicy mówi po niemiecku, za granicą często jest postrzegany jako Niemiec. Inni tymczasem mówią: jesteśmy Łużyczanami, powinniśmy bronić naszego języka, oczyścić go z germanizmów.
 
- Po II wojnie światowej domagali się przyłączenia Łużyc do Czechosłowacji. Może wśród Słowian żyłoby się im łatwiej?
- Ta kwestia pojawiła się w wielu wywiadach. Część Łużyczan twierdzi, że udało się im zachować tożsamość tylko dlatego, że byli w opozycji do niemieckości. Gdyby żyli wśród Czechów, ulegliby asymilacji, a język łużycki całkowicie upodobniłby się do czeskiego. Już teraz jest w nim dużo wtrąceń. Liczni przedstawiciele łużyckich elit kształcili się w Czechach i Polsce. Ważnym ośrodkiem był Wrocław. Po II wojnie w Czeskiej Lipie powstało natomiast liceum, do którego uczęszczali Łużyczanie.
 
- Fakt, że Łużyce leżą w dwóch landach: w Brandenburgii i Saksonii ma istotne znaczenie?
- Szczególne znaczenie miało w przeszłości, bo Dolne Łużyce należały do Prus, które prowadziły politykę germanizacji. Część Górnych Łużyc znajdowała się tymczasem w granicach tolerancyjnego państwa saksońskiego, gdzie istniało np. łużyckie szkolnictwo. Dolni Łużyczanie są więc mniej świadomi. W obecnej polityce Brandenburgii i Saksonii nie widać jakichś znaczących różnic. Może tylko w kwotach, które przeznaczają rządy obu landów na działalność Fundacji dla Narodu Łużyckiego. Brandenburgia finansuje 20 procent, a Saksonia 30 procent. Pozostałe 50 procent pochodzi ze środków federalnych. Taki rozkład środków wynika ze stosunków ilościowych – Łużyczan w Saksonii jest więcej.
 
- Po upadku muru berlińskiego pojawił się pomysł utworzenia jednego landu łużyckiego.
- Dla nich samych miało to sens, byliby przecież razem. Zniknąłby wtedy problem odmienności prawa szkolnego w Brandenburgii i Saksonii. Stworzenie jednego landu było jednak niemożliwe do zrealizowania ze względu na niewielką liczbę Łużyczan. Jest ich tylko 60 tysięcy.
 
- W Niemczech nie nazywa się ich Łużyczanami, tylko Serbami. Nie dochodzi do mylenia mieszkańców Łużyc z mieszkańcami Bałkanów?
- To u nas jest problem pojęciowy. Mówi się o nich Serbołużyczanie albo Serbowie Łużyccy. Przez to każdy zastanawia się, czy są to Serbowie z Bałkanów. W Niemczech rozróżnia się natomiast „Sorben”, czyli słowiańską mniejszość autochtoniczną w Brandenburgii i Saksonii, oraz „Serben”, czyli Serbów bałkańskich.
 
- W Brandenburgii nazywa się ich Wendami.
- To specyfika brandenburska. Tam się przyjęła ta nazwa, którą w przeszłości określano wszystkich Słowian nie posiadających własnego państwa. O ile część Dolnych Łużyczan chce być po niemiecku nazywana „Wenden”, o tyle Górni Łużyczanie nie zgadzają się na to. Oni chcą być nazywani „Sorben”.
 
- Podział na Dolnych i Górnych Łużyczan jest widoczny?
- Tak. Dolni Łużyczanie, którzy przeszli zmianę językową, kultywują obrzędy i wioskowe tradycje, które mają coś wspólnego z łużyckością. Robi to jednak głównie młodzież, która mówi tylko po niemiecku. Dla ludzi z Górnych Łużyc, którzy mają łużyckie środowisko językowe, jest to nie do pomyślenia. Dolni Łużyczanie też są częściowo podzieleni. Nie wiedzą, czy usuwać wpływy niemieckie, czy nie. Dawniej księgi liturgiczne były pisane szwabachą – charakterystyczną gotycką czcionką. Dziś niektórzy ludzie na Dolnych Łużycach wciąż chcieliby jej używać. Łużyczanie to bardzo zróżnicowana zbiorowość.
 
- Z jakimi problemami borykają się Łużyce?
- W Łużycach Dolnych i Środkowych wydobywa się węgiel brunatny metodą odkrywkową. Liczy się, że z tego powodu przeniesiono 77 wsi łużyckich. Najpierw ich mieszkańców przesiedlano do miast, ale teraz buduje się dla nich nowe miejscowości. Ponadto wielu młodych, wykształconych Łużyczan wyjeżdża do zachodnich landów za pracą. Za czasów NRD nie było tego problemu, bo nikt nie mógł przekroczyć granic. Łużyczanie musieli zostać w ojczyźnie i żyć wśród swoich.
 
- Jest ryzyko, że Łużyczanie rozjadą się po świecie, wtopią się w miejscową ludność, a Łużyce jako region kulturowy przestaną istnieć?
- Ci, którzy tam zostaną, na pewno zachowają świadomość odrębności, bo jest to duży kapitał turystyczny. Szacuje się, że na święta wielkanocne przyjeżdża na Górne Łużyce ok. 50 tysięcy osób, aby zobaczyć łużyckich jeźdźców konnych. Łużyce to zresztą nie tylko folklor. Nie jest tak, jak się niektórym wydaje, że tam wszyscy na co dzień chodzą w strojach ludowych. Łużyczanie mają swoją partię polityczną – Łużycką Partię Ludową (która zresztą nie jest uznawana przez oficjalne łużyckie instytucje), zespoły rockowe czy gazety. Redagują nawet Wikipedię w języku dolnołużyckim i górnołużyckim. Łużyczanie zawsze żyli w bliskości dominującej kultury większościowej, więc w warunkach globalizacji i otwartości granic też sobie poradzą.
 
ROZMAWIAŁ PRZEMYSŁAW KAWALEC
 
Autorzy: Przemysław Kawalec
Fotografie: Agnieszka Sikora