W DRODZE DO TOŻSAMOŚCI (GÓRNO)ŚLĄZAKÓW

Zwischen lauter Einsamkeiten
geht mein Leben fremd zu End.

Max Hermann-Neisse

Zanim przejdę do pytań, które są moimi pytaniami, najpierw nie moje pytanie:
- A który jest pański naród, jeśli wolno zapytać, powiada Obywatel.
- Irlandia, powiada Bloom. Urodziłem się tu. Irlandia.
[1]

Urodziłem się TU. GÓRNY ŚLĄSK.

Co to jest Śląsk i kto to są dzisiaj Ślązacy? Czy Górny Śląsk jest nieczytelną mozaiką etniczną, geograficzną nieokreślonością, od wieków niemożliwą do zdefiniowania sferą kultury na pograniczu świata germańskiego i słowiańskiego? - Nie jest tak w moim przekonaniu. Ale lepiej by dzisiaj było, ku chwale pewnej iluzji poprawnego myślenia, żeby Śląsk, Górny Śląsk był tylko MEANDRYCZNYM WSPOMNIENIEM HISTORII jako uładzony projekt politycznych zmian tamtych lub tych supremacji.

Chciałbym MYŚLEĆ O ŚLĄSKU JAKO O CAŁOŚCI. Ta holistyczna wizja Śląska sprzyja lepszemu rozumieniu dzisiejszego Górnego Śląska.

Czym zatem jest Śląsk? Pomyślmy o ziemi. Wbrew deklaracjom i dysertacjom, gmatwającym się w niedorzecznych "izmach" i "ościach", odpowiedź nie jest trudna. Śląsk - kraj na akty i pakty zdany jak żaden inny - jest wyrazisty, czytelny. Śląsk to kraj nad Odrą. Kraj graniczący od zachodu z Górnymi Łużycami (Oberlausitz, na południu graniczna rzeka Queiss, czyli Kwisa), od północy graniczący z Wielkopolską czy w ogóle z Polską, od południa z Czechami, z Morawami od południowego wschodu. Zamknięty Sudetami i Beskidami. Kraj od łużyckiego Budziszyna/Bautzen i już śląskiego Görlitz/Zgorzelca po morawsko-śląską Ostrawę i austriacko-śląską Opawę (oraz rzekę Opawkę). Kraj rozciągający się jeszcze dzisiaj - w swej geograficznej naturze - na terytoriach trzech państw: Rzeczpospolitej Polskiej, Republiki Czeskiej, Republiki Federalnej Niemiec (pomijam ten niewielki skrawek, który sięga terytorium Republiki Słowackiej). Spory to kraj - ten Śląsk geograficzny. Kraj położony w samym środku Środkowej Europy.

A LUDZIE? Na pytanie: "kto to są Ślązacy?" odpowiedź jest jeszcze prostsza. Ale tutaj jest jeszcze więcej zamąceń, wtrąceń, posądzeń, więcej bojaźni z wyobraźni, baśni i waśni. Ślązacy to ludzie, którzy żyją lub żyli na Śląsku i uważają lub uważali, że są Ślązakami. PRZEDE WSZYSTKIM SĄ ŚLĄZAKAMI.

Ślązakami/Slezakami są ci, którzy się za takich uważają, a mieszkają np. w Haju ve Slezsku niedaleko Opawy. Ślązakami są ci, którzy mieszkają w Bazylei, Würzburgu, Dortmundzie, Fuldzie, a ze Śląska - zarówno z Dolnego, jak i Górnego Śląska - zostali wypędzeni lub wyproszeni po drugiej wojnie światowej - i także później - i mówią: "Wir fühlen uns als Schlesier". Ślązakami mogą być też ci, którzy zostali wypędzeni ze Lwowa i wpędzeni do Wrocławia - i mówią: "Kochamy to miasto, bo to najpiękniejsze miasto na świecie (po Lwowie, oczywiście) i chcemy mieć na tramwajach dawny herb Śląska". Ślązakami są też ci, którzy mówią Oppeln zamiast Opole i mówią w Tarnowie Opolskim: "Wir sind Oberschlesier. Wir sind hier daheim". Ślązakami są także ci, którzy mówią w Czerwionce, Piekarach i w niektórych dzielnicach Katowic: "My som Ślonzoki. My niy momy s tym nic spólnego".

Jak widać, niekoniecznie trzeba tu widzieć sprzeczności. Żeby uporządkować: mieszkańcy dzisiejszego Śląska to mogą być Niemcy mieszkający na Śląsku (powiedzmy: Görlitz, ale także Gogolin), Polacy mieszkający na Śląsku (powiedzmy: Bolesławiec, Oborniki Śląskie, Gliwice), Czesi mieszkający na Śląsku (powiedzmy: Opawa), a także Ślązacy mieszkający na Śląsku (ci mogą być wszędzie). Ale najbardziej niektórych socjologów dziwi, że na Śląsku są Ślązacy. To istotnie zdumiewające, że tu są. Jakkolwiek nikogo nie dziwi, że w Katalonii żyją Katalończycy, a nie Hiszpanie.

Są przeto tacy mieszkańcy Górnego Śląska, węziej - województwa śląskiego, którzy przede wszystkim deklarują swoją śląskość jako ważną świadomość wspólnotową lub afirmację wspólnoty, jako tożsamość, stan ontologiczny, przy czym wspólnotę tę rozumieją tak jak Arystoteles (choć - jak sami sądzą - z Arystotelesem też nie mają nic wspólnego): Wspólnota to ci, którzy mają jakąś rzecz wspólną. Ta śląskość jako wspólnota mentalna, duchowa nie przeszkadza być Ślązakom dobrymi, tzn. lojalnymi, obywatelami Rzeczpospolitej Polskiej, choć Rzeczpospolitej Polskiej nie zależy na takich, tj. lojalnych, obywatelach, jak się wydaje. Ślązak zawsze jest lojalny wobec państwa, które aktualnie zawitało na Śląsk, bo państwo ma dla niego wartość jako pewien porządek, co niekoniecznie odzwierciedla np. polski etos państwowy.

Dawniejsi, propagandowi badacze Śląska - przepraszam za określenie, ale powiedzieć to wypada - jak np. Wincenty Ogrodziński czy ks. Emil Szramek, zakreślając obszar swoich zainteresowań śląskoznawczych, próbowali uchwycić pewien sens historyczno-geograficzny dawnego Śląska. Mówili wówczas o "antykwarycznym pojęciu Kwadii". Chodziło o Kwadię, terra Quadorum [2] antykwaryczny, historyczny Śląsk. Mityczny Śląsk, wysnuty jakby jeszcze z Tacyta (z jego niewielkiego traktatu pt. Germania), ale już podporządkowany ideologii pewnej supremacji.

Foto: Patrycja Mrowiec

ŚLĄSK JEDNAK TO NIE ANTYKWARIAT. Naturalny bieg historii, czyli coś, co nie istnieje, próbowano definiować jako śląski los. I taki Śląsk wysnuty z historii to CHŁODNA OBCOŚĆ dla dzisiejszego Ślązaka. Bo Ślązak nie potrzebuje prawomocności historii oraz historycznych ekspresji i represji, żeby być i żeby żyć.

Nie mogę w tej chwili, gdy myślę o śląskiej tożsamości jako drodze, nie zadać kilku pytań: Kiedy okrzepnie organizm Śląska tak mocno, żeby nie potrzebować już historii? Kiedy Ślązacy, właściwie Górnoślązacy, pomyślą Górny Śląsk jako swoją tożsamość bez obaw, bez lęku? Taka tożsamość Górnego Śląska, tożsamość poza historią - będzie niewinnością i ułaskawieniem tego znękanego kraju.

Tożsamość Górnego Śląska jest dzisiaj bolesnym rozdarciem i moralnym problemem. Czas przestać to ukrywać. Czas wyjść z kryzysu. Tożsamościowe myślenie o Górnym Śląsku oświetla ten kraj egzystencjalnie, a nie historycznie i politycznie. Śląsk dla wielu ludzi wciąż oznacza SENS ŻYCIA, a może jeszcze bardziej ŚWIAT SENSU, który się zagubił. Śląsk - i znowu myślę: Górny Śląsk - nie może być wiecznie poniechanym planem, zniszczonym domem na przedmieściach Europy. Tożsamość górnośląska, zanegowana, wydrwiona, przemilczana taktownie i mniej taktowanie - wydaje się terapią i regeneracją duchowości Ślązaków.

Od dawna mierzę się z problemem tożsamości Górnoślązaków. Wertuję dzieła mędrców i poetów, starożytnych Greków i średniowiecznych mnichów, pisarzy ziemi pogranicza wielu języków i czytam poematy myślicieli-wędrowców. Myśląc o tożsamości śląskiej jako o pewnym fenomenie przekraczającym to, co społeczne i polityczne, o tożsamości śląskiej jako czymś, CO JEST W ŚWIECIE I W ŻYCIU, a nie w historii lub jakimś państwie, pomyślałem, że moja tożsamość i może tożsamość w ogóle jest kosmicznym marzeniem.

TAKIE KOSMICZNE MARZENIE POZWALA NAM WYRWAĆ SIĘ CZASOWI, UWOLNIĆ SIĘ Z UŚCISKU ZACHŁANNEJ HISTORYCZNOŚCI. "Kosmicznemu marzeniu przynależy pewien rodzaj stabilności i spokoju. Pomaga nam ono uciec przed czasem", jak powie Gaston Bachelard [3] . I wtedy pomyślałem, że takim śląskim marzycielem kosmicznym, jakiego szukałem po całym świecie, jest Janosch, który urodził się 20 km od mojego domu.

Janoscha, tego śmiałka nieposkromionych marzeń, nazywam kosmicznym marzycielem, bo Janosch marzy kosmos zabrzańskiego dzieciństwa właśnie jako swoją jedyną tożsamość, czyli identyczność z sobą jako sobą. Janosch marzy uniwersum przygody i harmonii świata. Jest poza światem społeczeństwa, poza światem politycznym, nie podlega dyktatowi obiektywizacji. Oddala się od wszelkich pragmatycznych projektów tzw. prawdziwego życia. To, co pisze, jest poza czasem, najczęściej również poza przestrzenią. Owa stabilność i spokój, o której wspomniał francuski filozof, jest znamienna dla stanu mistycznego. Łacińska stabilitas oraz requies to przecież rzeczowniki, które określały w średniowiecznych traktach stany uniesienia, stany wyciszenia zmysłów, a także sposób istnienia twarzą w twarz z Bogiem, czyli absolutnej identitas.

Nie twierdzę, że Janosch jest mistykiem, ani że cechuje go nadzwyczajna pobożność w rozumieniu chrześcijańskim. To, co mnie pasjonuje u Janoscha, to jakaś nie-społeczna i nie-historyczna energia, odejście od obcej w najwyższej mierze historyczności w tożsamość, w ciepło świętej ziemskości, witalności jakby zwierzęcej. Dlatego tyle uniwersalnego, ile nie-historycznego.

Wartości uniwersalnego dobra płynącego ze spotkania w wielokulturowej przestrzeni to znamienna cecha pisarstwa Janoscha. Jest to cecha, której się nie zauważa, dopatrując się czasem zbytniego cynizmu bądź pogardy w niektórych jego książkach, gdy mówi o kraju swego dzieciństwa. Przeoczyliśmy coś ogromnie ważnego: Janosch jest pisarzem i artystą, który ma bardzo wiele do powiedzenia o tym, co jest życiem Górnego Śląska, Środkowej Europy. Mówi o duchowości pogranicza słowiańsko-germańskiego. Janosch mówi o tym, co jest naszym życiem. Ale Janosch jest również demaskatorem. Obnaża łatwo to, co nie tylko Ślązaków męczy i czyni ich życie mało dostojnym: Janosch twórczo diagnozuje słabe strony śląskości; posępne, zagadkowe, gwałtowne namiętności prześwietla.

W Janoschowym Cholonku, znanej, bo tłumaczonej na język polski powieści z lat siedemdziesiątych, jego pierwszej powieści - jak w śląskiej minieuropie mieszczańskiej, absolutnym obszarze marzeń Janoscha - jest wszystko: i dużo drobnomieszczańskiego kłamstwa, i dużo swojskiej świętości domu. "Kiedy było pranie, prali wszyscy. Czystość jest zaraźliwa. Nikt się nie wyłamywał. A jeśli się ktoś wyłamał, od razu wiedziano, co to za człowiek"[4] . Fasadowość poczynań, zwykła głupota - śląska i powszechnie ludzka - to główny temat Janoscha w tej pierwszej powieści. Bardzo blisko zaściankowej, chciwej zmory, która męczy nas i dzisiaj.

U Janoscha spotkamy często krytykę górnośląskiego antyintelektualizmu, który ma nie tylko plebejskie korzenie na Górnym Śląsku. Nie twierdzę jak Stefan Szymutko, że śląskość to tylko plebejskość. Ale gdy już wspomniałem o podejrzliwości wobec intelektualistów, książek i artystów, to muszę przywołać piękny passus z powieści pt. Von dem Glück, Hrdlak gekannt zu haben (O szczęściu, że się znało Hrdlaka). Tutaj rzetelne rozróżnienie pomiędzy głupcami i szaleńcami: "Szaleńcy pochodzą głównie z inteligencji", pisze Janosch. Używa słowa "die Intelligenzija", stylizując niemczyznę na mówiony język prostych ludzi z powieściowej miejscowości Chlodnitze. "Szaleństwo to zamęt w głowie. Powstaje on, gdy się albo za dużo czyta, albo za dużo wie. Albo za dużo myśli"[5] , dodaje autor.

Można by długo snuć rozważania nad stereotypem kultu "nieuctwa" górnośląskich plebejuszy. Ale ten interesujący problem musiałbym przedstawić obszernie i inaczej, niż to dotychczas czyniono, narzucając tutaj przede wszystkim kryteria ogólnopolskie. Po drugie zaś - podciągając śląski przypadek pod skutki procesów urbanizacyjnych i industrializacyjnych Górnego Śląska. Rzecz ma się według mnie inaczej. Janosch to odkrył. Górnoślązacy są jakby plemiennie, a nie z wyboru, egzystencjalistami. Interesuje ich życie i interpretacja życia jako życie. Mówiąc prościej: ta śląska hermeneutyka dąży do rozumienia życia z niego samego. Nie z tego, co się wie, ale z tego, co się robi. Wystarczy powiedzieć, że nieufność wobec logosu nie jest bynajmniej oznaką prostactwa czy też skutkiem ubocznym ołowicy (jak mniemają szwedzcy ekologowie, którzy badali glebę w naszym województwie). To raczej cecha małych wspólnot o silnie rozbudzonej aktywności ducha pożądającego niezniszczalnego świata.

Ślązacy nie ulegali i nie ulegają łatwo egzaltacji. Tę szczególną cechę opisał Janosch w Cholonku. Jednocześnie są skłonni używać rozkoszy bez niesmaku myśląc o przemijaniu. Rzeczy i ziemskość zawsze były na Śląsku święte. Nie zapominajmy też przy tej okazji, choć kogoś może to śmieszyć i śmieszy niektórych, że Śląsk wydał największych mistyków ery nowożytnej (Jakob Boehme, Angelus Silesius, Daniel von Czepko, Quirinus Kuhlmann, koło Abrahama von Frankenberga i recepcja pism Mistrza Eckharta).

Janosch gdzieś powie: "Nach mir soll nichts bleiben. Da wird meine Jacke hängen und meine Hose und mehr nichts. Nic nie powinno po mnie pozostać. Jedynie wisząca marynarka i spodnie - i nic więcej". To następny ciekawy aspekt: bohaterowie Janoscha - jako pewne typy tożsamościowe - nie mają żadnych roszczeń. Ani wobec świata, ani wobec ludzi, ani nawet wobec Boga. To, co rodzi czasem konflikty między Ślązakami a przybyszami na Śląsk, to fakt, iż przybysze zazwyczaj mają niezmierne roszczenia: należy im się to i tamto, bo pochodzą z dobrych rodzin, kiedyś bogatych, teraz podupadłych (przy czym TERAZ oznacza jakieś ostatnie trzysta lat). Niezużywające się pożądanie bycia u Ślązaków nie ma pretensji do wielkopańskości, BO WIELKOPAŃSKOŚCIĄ JEST JUŻ SAMO ŻYCIE.

Janosch odkrył cechy apofatycznej śląskiej tożsamości. Cechy tej dziwnej milczącej wspólnoty. Wyłożył je pięknie w małej powiastce pt. Margarinien, das Land hinter den großen Wäldern (Margarynia, kraj za wielkimi lasami)[6] .

Chciałbym przedstawić tylko kilka myśli z tego małego tekstu, który jest największym traktatem o śląskich proprietates ducha.

MARGARYNIA, czyli Śląsk, czyli Zabrze, leży bardzo daleko stąd. Obcy do niej nie dotrze, obcy do niej nie trafi. A kim jest MARGARYŃCZYK? Margaryńczyk to prosty, poczciwy człowiek, silny jak trzy niedźwiedzie - i pokojowo nastawiony. Margaryńczyk nie gromadzi bogactw. Margaryńczyk chce mieć ręce WOLNE DO ŻYCIA. Margaryńczyk potrzebuje tylko tego, czego potrzebuje, a ponieważ prawie niczego nie potrzebuje, ma wszystko, czego potrzebuje - nawet wtedy, gdy nie ma nic. Dlatego jest szczęśliwy. Margaryńczyk nigdy nie zabija. Margaryńczyk nie broni się przed nikim, bo jest tak silny, że zawsze (gdyby chciał) mógłby się obronić. Margaryńczycy nie występują w stadzie. Margaryńczyk jest zawsze SAM - er ist immer EINER. Kiedy jest sam, wtedy jest najsilniejszy. JEGO PRAWEM JEST WOLNOŚĆ. Kiedy wolność jest zagrożona, rozwija całą swą moc, a jest ta moc wtedy niezmierna. Margaryńczyk nie kłamie. Mówi tylko to, co trzeba.

To tylko parę myśli z Janoschowego traktatu o magicznej Margarynii. Egzystencjalny projekt metafizycznych paradoksów. TOŻSAMOŚĆ MUSI MIEĆ CENTRUM, jak się przekonujemy: MARGARYNIA. Ale taka tożsamość jest restytucją harmonijnego człowieczeństwa. Jej potęga to powszechność, bo wiąże człowieka ze Śląskiem i z całym światem. Taka tożsamość to ład i życie, a nie słowa. Proste spojrzenie na res i świat.

Tożsamość śląska vel górnośląska może już na zawsze pozostanie czymś, z czego się żyje, a nie czymś, o czym się mówi, pisze, co wiedzie tylko quasi-egzystencję w słowach. Dlatego jest ona taka silna - i taka pojedyncza! Całe jej credo to ten werset z Rainera Marii Rilkego, gdy mówi: "Ich glaube an alles noch nie Gasagte" [7] - "Wierzę w to wszystko, co jeszcze nigdy nie zostało powiedziane". O Śląsku i o nas.

Zbigniew Kadłubek



[1]J. Joyce, Ulisses, przeł. M. Słomczyński, Kraków 2000, s. 268.
[2] Paulys Realenzyclopädie der Classischen Altertumswissenschaft, hrsg. von K. Ziegler, Stuttgart 1963 [47 Halbband] podaje, że Kwadowie, łac. Quadi, Quadri, Cuadrii", to plemię swebsko-germańsko-nadłużyckie (ein schwäbisch-elbgermanischen Stamm). Najdawniejsza wzmianka o Kwadach znajduje się u Strabona (VII 1, 3). Samo znaczenie nazwy plemiona nie jest znane. Wywodzono ją (J. Grimm, Müllenhoff) od gockiego rdzenia qipan (mówić, rozmawiać), wszelako częściej i powszechniej mówi się, że Quadi oznacza "Źli", "Groźni".
[3] G. Bachelard, Poetyka marzenia, przeł. L. Brogowski, Gdańsk 1998, s. 23.
[4] Janosch, Cholonek czyli dobry Pan Bóg z gliny, przeł. L. Bielas, Katowice 1974, s. 50.
[5] Janosch, Von dem Glück, Hrdlak gekannt zu haben, München 1994, s. 26.
[6] Das gross Janosch Buch. Geschichte und Bilder, Weinheim und Basel, s 215-217.
[7] R. M. Rilke, Gesichte und Prosa, Köln 1998, s. 511.