I to już koniec - czyli po co było pisać o futurologach

Zbliża się do końca rok akademicki, "Gazeta Uniwersytecka" wkrótce też pozwoli sobie na zasłużony odpoczynek, więc pora, bym i ja zakończyła "serię futurologiczną", rozpoczętą w październiku ubiegłego roku. Pominąwszy pierwszy odcinek, bohaterami powyższej serii byli wybrani przeze mnie przedstawiciele licznego grona futurologów - Alvin Toffler, Benjamin R. Barber, Samuel P. Huntington, Francis Fukuyama, George Soros, George Ritzer, Edward Luttwak, których poglądy osobiście uważam za bardzo interesujące i zróżnicowane, co nie oznacza, iż zgadzam się z każdym z nich (byłoby to zresztą niemożliwe ze względu na sprzeczności pomiędzy ich koncepcjami).

Mając możliwość opublikowania własnej interpretacji poglądów futurologicznych w dziewięciu odcinkach, dokonać musiałam wyboru - nie starczyło już miejsca, by przedstawić poglądy Zygmunta Baumana, Petera Druckera, Stanisława Lema (gorąco polecam), Leona Riffkina, Lestera Thurowa, Jeana Gimpela i innych. Jednak moim celem nie było przedstawienie pełnych poglądów wszystkich współczesnych futurologów - myślę, że taki zamiar byłby z góry skazany na niepowodzenie.

Prezentując ich i interpretując, chciałam po pierwsze zachęcić do polemiki tych, którzy również interesują się futurologią i którzy interpretują powyższych autorów w sposób zgoła odmienny od mojego. Z niecierpliwością czekam na listy - chętnie się "posprzeczam", zwłaszcza że przecież to dzięki różnicom w poglądach stale możemy doskonalić swoje pojmowanie rzeczywistości (mój e-mail: asleczka@campus.filus.edu.pl). Po drugie, chciałam zapoznać z poglądami futurologów i futurologią w ogóle tych, którzy na co dzień nie mają czasu, by czytać i analizować grube tomy, tworzone przez każdego z nich (na marginesie - osobom nie cierpiącym na nadmiar czasu polecam raczej liczne i krótkie artykuły, a najlepiej wywiady z autorami, które ukazują się w prasie, a nie pełne książkowe opracowania - często na dwóch stronach zawarta jest krótko i zwięźle cała koncepcja futurologiczna, której zrozumienie przy czytaniu pełnych książek wcale nie jest takie proste...). Po trzecie, artykuły miały zachęcić czytelników do samodzielnego studiowania lektury futurologicznej - autorstwa zarówno przedstawionych przeze mnie myślicieli (moje interpretacje nie objęły całości koncepcji, lecz tylko wybrane przeze mnie elementy każdej z nich - zapewniam, iż w przypadku każdego z futurologów pozostała do odkrycia cała "kopalnia" ciekawych analiz i prognoz), ale też wielu innych, których ze względu na ograniczony "przydział" miejsca w "Gazecie Uniwersyteckiej" i ze względu na jej charakter (w końcu "GU" nie jest pismem futurologicznym i nie powinna w takie się zamienić) nie mogłam zinterpretować. Po czwarte, przedstawiając futurologiczne koncepcje, chciałam poprzez przykład ukazać, czym jest futurologia, ponieważ pojęcie to często jest mylnie interpretowane.

Futurologia - określenie brzmiące trochę "kosmicznie" (często, gdy na pytanie "czym się zajmujesz", odpowiadam "futurologią", słyszę - "tzn. co, piszesz o science - fiction?") i dla niektórych wręcz niepoważnie. Może to ze względu na rodzące się często skojarzenia futurologii z fantastyką czy fantastyką naukową, oraz autorami takimi jak Däniken czy Nostradamus. Broń Boże nie chcę poddawać tego typu literatury czy wymienionych powyżej autorów krytyce czy ocenie. Podkreślam tylko, iż fantastyka to coś zupełnie innego niż futurologia, która jest niczym innym jak nauką o przyszłości. Wśród futurologów znaleźć można świetnych polityków, ekonomistów, historyków, biznesmenów, socjologów - przedstawicieli właściwie wszystkich nauk społecznych, a zarazem często praktyków, którzy dzięki swojej wiedzy i doświadczeniu są w stanie dostrzec i zanalizować z nowego punktu widzenia wiele zjawisk społecznych, które dla zwykłego przeciętnika są niedostrzegalne lub których wyjaśnienie wydawać by się mogło oczywiste (w trakcie lektury często okazuje się, iż prawie nic z tego, co na pozór oczywiste, takim nie jest, a to pobudza do myślenia!).

Tym, co łączy wszystkich futurologów, jest zainteresowanie teraźniejszością i przyszłością struktur społecznych, w ramach których każdy z nas rodzi się, dorasta, żyje i w których działa. Każdy z nich próbuje wyjaśnić, dlaczego obecnie rzeczywistość społeczna jest właśnie taka a nie inna, często odwołując się do przeszłości lub do czynników, uznanych przez siebie za decydujące w procesie zachodzących przemian (przykładowo: dla Tofflera to "trzy fale", dla Fukuyamy - ludzkie potrzeby przeżycia i uznania, dla Huntingtona - istnienie i ścieranie się róznych cywilizacji, dla Barbera - współoddziaływanie sił Dżihadu i McŚwiata, dla Ritzera - ludzka racjonalność prowadząca do nieracjonalności, dla Sorosa - przemiany wartości społecznych, dla Luttwaka - wolny rynek pozbawiony wszelkiej kontroli). Każdy z nich próbuje też przewidzieć, jaka będzie nasza przyszłość. Przy tym chcąc nadać swojej koncepcji maksimum prawdopodobieństwa, każdy z nich próbuje podeprzeć ją "faktami", obiektywnym opisem rzeczywistości, który to obiektywizm podkreślają powołując się na liczne i szczegółowe wyniki badań naukowych. Co jednak ciekawe, już w fazie opisu widać liczne różnice pomiędzy nimi. Wynika to zapewne stąd, iż opisując rzeczywistość każdy z futurologów przyglądał się jej z punktu widzenia założonej przez siebie teorii i w mniejszym lub większym stopniu starał się "wcisnąć" rzeczywistość do koncepcji, dopasować fakty do teorii, a nie budować koncepcję na podstawie faktów. Ale w jakim stopniu nasze myślenie o rzeczywistości wpływa na to, co jest dla nas "faktem", to już temat na zupełnie inną serię artykułów, dlatego nie będę tutaj szerzej się tym zajmować.

Czytając każdego z futurologów z osobna wydawać by się mogło, iż jego koncepcja jest jedyną trafnie tłumaczącą teraźniejszość, najlepiej przewidującą przyszłość i szczegółowo wyjaśniającą przeszłość. Wynika to z jednej strony właśnie ze wspomnianych różnic w opisie rzeczywistości i dopasowywaniu faktów czy też rodzaju przedstawianych faktów do koncepcji (rzadko który czytelnik dysponuje taką wiedzą, by być w stanie korygować podawane wyniki badań i dostrzegać, którego typu badania są pominięte), z drugiej - z bardzo przekonującego stylu pisarskiego i ciekawej prezentacji własnych teorii. Właśnie dlatego nie powinno poprzestać się na lekturze tylko jednego futurologa - dopiero lektura kilku z nich ukazuje różnorodność możliwych koncepcji i ogrom możliwości doboru faktów, co pobudza do samodzielnego myślenia.

Niektóre koncepcje nie są z sobą sprzeczne - są raczej ujęciem tych samych zjawisk z różnych stron. Inne wręcz przeciwnie - są nie do pogodzenia. Jeszcze inne zawierają elementy wspólne, jak i sprzeczne z pozostałymi. Jedni futurolodzy poświęcają najwięcej miejsca ekonomii (np. Soros, Luttwak), inni polityce (np. Fukuyama), jeszcze inni przemianom zachodzącym we wspólnotach i w życiu jednostki (np. Toffler, Huntington), niektórzy nie przypisują żadnemu z powyższych elementów roli dominującej i analizują je całościowo (np. Barber, Ritzer) [z powyższą klasyfikacją nie każdy się zgodzi, właściwie każdy z futurologów analizuje wszystkie typy przemian w powiązaniu z sobą, wg mnie jednak pewne elementy dominujące da się zauważyć]. Ale można by zadać sobie pytanie: właściwie czemu miałoby służyć owo studiowanie futurologów, po co pobudzać własne myślenie do analizowania zmian zachodzących w strukturach społecznych? Szkoda czasu, zwłaszcza że życie coraz bardziej nas pogania i wymaga od nas coraz więcej wysiłku - zarówno fizycznego, jak i umysłowego. Dlatego jeśli po pracy pozostaje wolna chwila, to lepiej dać umysłowi i ciału odpocząć, a nie rozważać, czemu świat wokół nas jest taki, a nie inny, i jaki być może się stanie. Pomijając już fakt, iż zmiany, które obserwujemy na co dzień w świecie, zarówno tym nam najbliższym, jak i dalekim, nie są zachęcającym obiektem do rozważań - czasem lepiej o nich nie myśleć, by nie pogarszać sobie nastroju. Ale właśnie dlatego, iż nasza rzeczywistość jest delikatnie mówiąc nieciekawa (chyba nie jestem odosobniona wyrażając tę opinię?), powinniśmy stale zastanawiać się nad tym, czy musi ona taka być, czy nie mogłaby być zupełnie inna, czy nie może stać się lepsza? I co musielibyśmy zrobić, aby realia uległy przemianie? A jeśli nic nie możemy zrobić, by zmienić ten "wariujący" świat wokół nas, to jak żyć, by nie dać się wraz z nim zwariować, by zachować wewnętrzny spokój i byt, czyli jednym słowem - jak przeżyć? Na te pytania warto chyba poszukiwać odpowiedzi, bo komu z nas nie zależ na przeżyciu, i to jak najlepszym przeżyciu?

Futurolodzy dostarczają wielu odpowiedzi. Wg niektórych wcale nie jest tak źle - do wielkich optymistów należą z pewnością Toffler i Fukuyama. Zdaniem pierwszego z nich nadchodzi "trzecia fala", która przyniesie nowy ład społeczny, polityczny i gospodarczy, o którym każdy z nas może na razie tylko pomarzyć. Zdaniem drugiego - każdy człowiek to istota zgoła wspaniała, która dzięki wrodzonym potrzebom wespół z innymi zbuduje powszechny ład demokratyczny (w sferze polityki) i kapitalistyczny (w sferze gospodarki), co da wszystkim szczęście i pokój. Właściwie nie pozostaje nic, tylko czekać na świetlaną przyszłość. Jakoś niestety nic nie wskazuje na to, iż ona nadchodzi, ale obyśmy to my się mylili, a nie Toffler i Fukuyama.

Inni futurolodzy przedstawiają swoją koncepcję pożądanej przyszłości, ukazują paradoksy i zagrożenia teraźniejszości, ale nie dostarczają konkretnej odpowiedzi na pytanie, co robić, aby owa pożądana przyszłość nadeszła. Do nich należą Barber, Soros, Ritzer, czy Luttwak. Każdy z nich wiele miejsca poświęca opisowi i krytyce powstającej globalnej i wolnej zarazem gospodarki, a także towarzyszącym jej negatywnym zjawiskom społecznym i politycznym, takim jak rozpad wspólnot, bezrobocie, ubóstwo, konsumpcjonizm, nierówności społeczne oraz towarzyszący temu wszystkiemu spadek znaczenia polityki na rzecz rynku . Każdy postuluje ograniczanie sił ekonomicznych przez siły polityczne i społeczne. Żaden jednak nie podaje jasnej recepty na stworzenie globalnej wspólnoty czy globalnego społeczeństwa oraz związanych z tym instytucji demokratycznych w skali globu, które mogłyby powstrzymać rozprzestrzeniający się rynek i jego ideologię. Pewne zalecenia typu "każdy powinien..." dobre są dla tych, którzy ich czytają, ale jaki procent ludzi w skali globu zapoznaje się z ich koncepcjami i stosuje się do nich? Oby coraz większy...

Od wszystkich powyższych futurologów odbiega Huntington, który zamiast mówić, co należy robić, określa raczej, czego nie należy robić, by świat trwał w pokoju. Postuluje współistnienie cywilizacji, odmiennych kultur, zamiast praktykowanego powszechnie eksportowania kapitalizmu i liberalnej demokracji na cały świat. Jest on jednym z nielicznych myślicieli, który próbuje wyzbyć się nawyku analizowania rzeczywistości z "zachodniego" punktu widzenia, który to nawyk towarzyszy większości futurologów. Często zapominają oni, iż poza Europą i Ameryką Płn. oraz państwami innych kontynentów, które starają się do Europy czy też USA upodobnić, jest w świecie wiele państw i miliony ludzi, którzy żyją w warunkach niewyobrażalnych dla nas, dla których woda w kranie czy prąd w kontakcie nie są czymś oczywistym, którzy z kapitalizmem czy demokracją nawet się nie zetknęli i trudno sobie wyobrazić, by któryś z powyższych systemów mógł tam funkcjonować. Zresztą, widząc dzięki futurologicznej lekturze wszystkie paradoksy związane z kapitalizmem, a nawet z demokracją, systemy te wcale nie są tak godne polecenia tym, którzy jeszcze się przed nimi ochronili. Być może inne układy polityczno-gospodarcze są dla nas nie do końca zrozumiałe, ale kto wie, czy nie dają żyjącym w nich ludziom więcej szczęścia niż wolny rynek i władza ludu?

Wszystko, co powyżej przypomniałam, znaleźć można w bardziej szczegółowej formie w kolejnych wydaniach Gazety Uniwersyteckiej z tego roku akademickiego, w ramach "serii futurologicznej". Mam nadzieję, że może ci czytelnicy, którzy nie zwrócili na moje artykuły specjalnej uwagi, teraz z zainteresowaniem wrócą do odłożonych na bok egzemplarzy "GU" z minionych miesięcy i podzielą się następnie ze mną swoimi opiniami związanymi z futurologią czy poszczególnymi futurologami. Natomiast ci, którzy moje artykuły już przeczytali, może teraz ponownie nabiorą chęci do dalszego zagłębiania się w poruszoną przeze mnie tematykę, jeśli dotąd tego jeszcze nie uczynili. Na to liczę! Bo moim zdaniem - czytać futurologów warto, nawet jeśli czasami ich optymizm w przewidywaniu przyszłości, pewne ograniczenie w opisie teraźniejszości czy też bezradność w odpowiedzi na pytanie "co robić" podnoszą nam ciśnienie. Ale właśnie to mobilizuje nas do działania, i o to chodzi - bo jeśli nie my coś zmienimy, to kto? Raczej nie "samo się...", a przynajmniej - lepiej na to nie liczyć.