Regulamin i ekonomia

Gdyby wszyscy studenci i pracownicy byli chodzącymi ideałami, w Regulaminie studiów wymieniono by wyłącznie przywileje z pominięciem sankcji, których lista jest tam i tak dość skromna (niektóre konflikty rozstrzygają się przecież nawet w sądzie). Nie ma też zwyczaju odpowiadania w prasie na anonimy. Nie czym innym, jak anonimem jest list podpisany w „Gazecie Uniwersyteckiej” pseudonimem Wylogowana (dla ukrycia raczej nazwiska przed społecznością akademicką, a nie przede mną, gdyż wcześniej Wylogowana odbyła rozmowę, bez obaw o konsekwencje).

Po lekturze artykułu w „Gazecie Uniwersyteckiej”, wymieniona z nazwiska, nie byłabym skłonna na niego reagować, gdyż każdy rozsądnie myślący człowiek domyśli się, że pewne decyzje podejmowane są w szczególnych sytuacjach. W tekście artykułu padło jednak znamienne zdanie, świadczące o nikłym wyobrażeniu niektórych przedstawicieli młodzieży studiującej stacjonarnie o kosztach ich wykształcenia. Stąd istotniejsze wydaje mi się podjęcie innej, ekonomicznej kwestii bez podawania liczb.

Ostatnie próby nacisku na rząd i parlament, skierowane przeciwko zmniejszeniu ulg w opłatach za środki komunikacji, miały na celu utrzymanie przez studentów status quo ich praw. Choć jest to problem istotny, to mniejszej wagi wśród ogółu spraw studenckich. Winno się raczej głośniej mówić o coraz szybszym kurczeniu się środków na finansowanie dydaktyki i pracy naukowej państwowych uczelni. Ogólne trudności gospodarcze kraju są tego przyczyną i ten problem pozostawmy ekonomistom. Dobrze byłoby ponawiać publiczne głosy o finansowych kłopotach rektoratów, instytutów i wydziałów. Od szeregu już przecież lat widoczne są anomalie w sposobie finansowania płacy nauczycieli akademickich i dydaktyki. Coraz trudniej jest też .zapewnić wyposażenie do pracy naukowej.

Eksponowane w publicznych wystąpieniach przez wielu polityków prawo do wykształcenia bez opłat jest tylko piękną ideą. Dawno już podzielono w państwowych uczelniach studentów na tych, którzy płacą za swe wykształcenie i ponoszą jedynie koszty indywidualnego utrzymania, mając możliwość ubiegania się o stypendia, oraz na tych, którzy płacą za swe wykształcenie w tychże państwowych uczelniach. Jeśli stworzono taki podział wśród studiujących, to znaczy, że dawno już - z konieczności - przyzwolono, by owa wzniosła idea stała się tylko papierową. Według uczelnianego regulaminu i uchwał część studentów skreśla się więc z listy studiujących za niespełnienie rygorów, ale studiujących zaocznie również za brak opłaty czesnego. I jest to tylko jedna z przykrych spraw uczelnianej rzeczywistości.

Niedobory środków na dydaktykę muszą być odczuwalne, skoro z państwowego budżetu trafia na ów cel mniej niż 50 % koniecznej kwoty. Od kilku już lat poszczególne instytuty kierunkowe muszą liczyć koszty zajęć dydaktycznych nie według potrzeb, ale według możliwości. Konsekwencją tego są m.in. grupy ćwiczeniowe liczące zbyt wiele osób, a także szukanie oszczędności, gdzie to jest możliwe.

Pora też powiedzieć wyraźnie studentom, że udostępnione pracownie doświadczalne i komputerowe powstały tylko dlatego, że nauczyciele akademiccy mają świadomość potrzeby zapewnienia studentom środków technicznych niezbędnych w nauczaniu, mimo że pieniędzy na ten cel ani MEN, ani KBN nie dostarczają. Zakup aparatury odbywa się albo ze środków przekazywanych na badania naukowe (statutowe, własne, specjalne granty badawcze, które trzeba realizować bez względu na przydział pieniędzy), albo ujętych z funduszy na wynagrodzenia dla nauczycieli akademickich za zajęcia prowadzone na studiach płatnych. Inaczej mielibyśmy nadal do dyspozycji tylko kredę i tablicę (w wielu salach wykładowych nadal zresztą tak jest). Część zajęć na studiach dziennych także odbywa się zatem kosztem zmniejszonych wynagrodzeń nauczycieli za zajęcia na studiach wieczorowych i zaocznych. Nic nie jest za darmo. Również łącza Internetu. Wszyscy jesteśmy opodatkowani na rzecz skarbu państwa, czyli m.in. na rzecz systemu kształcenia na poziomie wyższym, ale nauczyciele akademiccy podwójnie: płacąc obowiązujące podatki i dodając z wypracowanych środków to, czego z budżetu nie dopłacono do kosztów studiujących stacjonarnie.

Nie skończę tego listu ani postulatem, ani morałem. Są one do odczytania między wierszami.

ELŻBIETA GONDEK
(Instytut Bibliotekoznawstwa i Informacji Naukowej)

Tekst jest odpowiedzią na artykuł z „Gazety Uniwersyteckiej UŚ” nr 4 (93) pt.: Elektroniczna kość niezgody, podpisanego pseudonimem „Wylogowana” (imię i nazwisko autora tekstu jest znane redakcji). Oczekujemy na kolejne opinie. (Redakcja)