FILOMACKI NIEDOSYT UNIWERSYTETU

Zbyt rzadko w wykładach uniwersyteckich — to wyznanie również i pro domo sua — pojawia się poważniejsza refleksja dotycząca imponującej przecież historii wielkiej rodziny naszej macierzystej instytucji, zaś jej średniowieczny rodowód bywa częściej przywoływany w formie zarzutu lub inwektywy, nie gwoli wyrażenia szacunku. Powszechna nieznajomość łaciny sprzyja fałszywej interpretacji, iż każdy uniwersytet zapewni wykształcenie ’ogólne’ (łac. universitas), ’wielostronne’, a władzy pozwala się łudzić, że będzie ono kiedyś ’powszechne’ (od. łac. universalis), podczas gdy jest to tylko trwały ślad genialnego pomysłu zgromadzenia w jednej uczelni kilku lub kilkunastu wydziałów obejmujących nauki ścisłe i humanistyczne, wydział teologiczny i, niekiedy, medyczny. Nie chciałbym jednak, aby przywołana niżej w dramatycznym skrócie — z konieczności, nie z zaniedbania — historia filomackiego epizodu Uniwersytetu Wileńskiego nabrała zgodnej zresztą z oświeceniowym dydaktyzmem parabolicznej wymowy, choć można się w niej bez trudu dopatrzyć pewnych elementów charakterystycznych dla klasycznej przypowieści…

Jeszcze przed dokładniejszym zbadaniem wszystkich okoliczności interesującego nas tu zagadnienia usłużna pamięć podpowiada jako intelektualnie powabną taką koncepcję, iż to głównie z niezaspokojenia głodu wiedzy i z niewątpliwego rozczarowania uniwersytecką ofertą dotyczącą zakresu studiowanych przedmiotów, metod poznawania wyznaczonych przez mistrzów materiałów i sposobów egzekwowania stopnia ich opanowania zrodziła się wśród grona rówieśników (lub niemal rówieśników) Adama Mickiewicza chęć stworzenia w Cesarskim Uniwersytecie Wileńskim, jeśli to możliwe, albo poza jego murami i strukturami, studenckiego ruchu o charakterze przede wszystkim naukowym. Okoliczności zewnętrzne miały później nadać temu intelektualnemu fermentowi nie tak chyba wyraźny zrazu i oczywisty, po czasie zaś dominujący akcent polityczny — silne nacechowanie patriotyczne. Chorobliwe ambicje śledczego Mikołaja Nowosilcowa doprowadziły do przesadnego wyolbrzymienia owego ’spisku’. Pamięć podpowiada zdanie Mickiewicza o celu zgromadzenia: “Całe Towarzystwo jest naukowe. Cel najogólniejszy jest, jakeśmy to zakryślili: wyciągnienie wszystkich pożytków z oświecenia i zastosowanie ich do kraju polskiego.” [A. Mickiewicz: Dzieła. Wydanie Rocznicowe, t. VI, s. 75.] Nie można jednak wykluczyć konstatacji, że to konieczność utajnienia rzeczywistych zamiarów filomatów, zwłaszcza na piśmie, wpłynęła na przesunięcie akcentów w zachowanych dokumentach.

Skąd ów niedosyt? Przecież był to wówczas najlepszy, najbardziej nowoczesny uniwersytet na ziemiach dawnej Polski; założony przez króla Stefana Batorego, którego dekret był łaskaw potwierdzić bullą papież Grzegorz XIII, miał szczęście do naukowych sław i wielkości: pierwszym rektorem został słynny Piotr Skarga, do grona profesorów należeli tłumacz Biblii ks. Jakub Wujek i Maciej Kazimierz Sarbiewski — “Horacy chrześcijański”, wybitny poeta i teoretyk literatury. Rosyjska okupacja Wilna w połowie XVII wieku przyczyniła się wydatnie do obniżenia rangi uczelni, jednak po świeżej daty reformach przeprowadzonych podczas wieloletniego pełnienia funkcji rektora przez prof. Marcina Poczobuta-Odlanickiego (lata 1780-1899), znakomitego astronoma i świetnego organizatora — był wszakże jezuitą, Akademia Wileńska, przejściowo zwana Szkołą Główną Księstwa Litewskiego po trzecim zaś rozbiorze Szkołą Główną Wileńską, w istocie realizowała oświeceniowy program Komisji Edukacji Narodowej z jej może nawet nieco wyolbrzymionym szacunkiem dla empiryzmu i nadrzędnej, społecznej przydatności wszelkich działań jednostek, i przygotowywała głównie kadry nauczycielskie dla szkolnictwa średniego na Litwie. Od 1803 roku Cesarski Uniwersytet Wileński pełnił równocześnie funkcje kuratorskie — nadzorował szkolnictwo w całym Wileńskim Okręgu Naukowym. Pierwszym, znakomitym kuratorem został książę Adam Jerzy Czartoryski (pełnił tę funkcję od roku 1803 do 1824, w którym po procesie filomatów zastąpił go… Mikołaj Nowosilcow). To był świetny uniwersytet, gdyż gromadził znakomitych profesorów, w tym przybyłych do Wilna absolwentów wszechnic europejskich. Wspomnijmy tylko braci Jana i Jędrzeja Śniadeckich (Jan — matematyk, astronom i filozof, rektor w latach 1807-1815; Jędrzej — chemik, biolog, filozof i lekarz), filolog klasyczny Gotfryd Ernest Groddeck, profesorowie wymowy i poetyki Euzebiusz Słowacki (ojciec Juliusza) i Leon Borowski, znakomity malarz Franciszek Smuglewicz, wreszcie świetnie się zapowiadający młody historyk Joachim Lelewel; zajęcia prowadzono również po francusku, po niemiecku, po włosku, po łacinie i — oczywiście — po rosyjsku.

Każdy uniwersytet ze swej istoty, nawet w wolnym kraju, z tej prostej racji, iż gromadzi samodzielną kadrę wyłonioną spośród ponadprzeciętnie zdolnych absolwentów swoich wydziałów i innych uczelni, a do naukowej samodzielności dochodzi się przecież wieloletnią, wytrwałą pracą, musi być i jest nieco zachowawczy, by nie powiedzieć — raczej konserwatywny. Jest nachylony ku dobrze pojętej tradycji, ale równocześnie, ponieważ stanowi wspólnotę wybijających się absolwentów szkół niższego stopnia, musi się liczyć z tym, że nie spełnia ich wszystkich oczekiwań — w tym jego szansa i nadzieja. I z tego właśnie względu, chce czy nie chce (jeśli uwzględnimy autentyczne opętanie duchem poznawczym wiecznie młodej, bo odmładzanej kadry), jest nachylony ku przyszłości.

Staranna lektura ogromnego Archiwum Filomatów skłania do wniosku, iż to nie klasycyzm oświeceniowego uniwersytetu był podstawową przyczyną zasygnalizowanego w tytule szkicu ’niedosytu’, powód główny stanowił fakt, iż uniwersytet był nie polski, a Imperatorski. Czytamy przecież w jednym z pism, przygotowanych przez Mickiewicza, a dotyczących planów nowej organizacji towarzystwa: “W szczególności przedsiębierze Towarzystwo rozszerzać, jak tylko można, gruntowne oświecenie w n a r o d z i e p o l s k i m; […] ugruntować niezachwianie n a r o d o w o ś ć; […] zajmować się rzeczami ogół n a r o d u obchodzącymi” [j.w., t. VI, s. 49 — podkreślenia moje M.P.].

Z jakimi oczekiwaniami przybył do Wilna jesienią roku 1815 Adam Mickiewicz? Miał za sobą niewielkie rodowe doświadczenia edukacyjne: wywodził się z rodziny zaledwie od pokolenia piśmiennej, przynajmniej po mieczu. Ojciec i wujowie Mikołaja Mickiewicza — nowogródzkiego adwokata — byli analfabetami, zaś temperament przodków najlepiej charakteryzuje fakt, że aż dwóch przedstawicieli rodu z tego pokolenia (Bazyli i Adam) zmarło wskutek ciężkiego pobicia — w podeszłym zresztą wieku — podczas karczemnych awantur. Opinie o nowogródzkiej szkole powiatowej, prowadzonej przez dominikanów, do której uczęszczał Adam i jego trzej bracia (najmłodszy Antoni Michał zmarł przedwcześnie) nie są budujące; tak pod względem ściślej dydaktycznym, jak i wychowawczym.

Adam wraz z przyjacielem Janem Czeczotem zrazu obrał wydział medyczny Uniwersytetu Wileńskiego (nie udało się ustalić, dlaczego ich podania nie zostały uwzględnione). Jesienią roku 1815 spotykamy ich na Wydziale Fizyko-Matematycznym. O wyborze tego kierunku studiów zadecydowało chyba domniemane pokrewieństwo z dziekanem wydziału profesorem fizyki ks. Józefem Mickiewiczem, który przyjął Adama do siebie na kwaterę (w obrębie zabudowań uniwersyteckich, w domu nazywanym rektorskim; dziś jeden z dziedzińców nosi nazwisko poety), udostępniając mu swój bogaty księgozbiór, wspomagając — jak się domyślają badacze — pewną protekcją podczas ubiegania się o stypendium w seminarium nauczycielskim; Adam wygrał wówczas współzawodnictwo z późniejszym przyjacielem Tomaszem Zanem. Adam studiował z zapałem, uczęszczał na zajęcia swego wydziału (algebra, fizyka i chemia), ponadto na wykłady z filologii klasycznej — języka greckiego i literatury łacińskiej. Po pierwszym roku studiów i świetnie zdanych egzaminach otrzymał jako jeden z niewielu tytuł kandydata nauk filozoficznych (stopień naukowy niższy od magistra), przeszedł na Wydział Literatury i Sztuk Wyzwolonych (zwany Oddziałem w obrębie Wydziału Nauk Moralnych i Politycznych).

Jak wynika z pism filomackich, niezadowoleni również ze zbyt wolnego tempa pogłębiania wiedzy i umiejętności Adam Mickiewicz, Tomasz Zan i Józef Jeżowski założyli we wrześniu roku 1817 Towarzystwo Filomatów (od gr. philomatés — przyjaciel nauk). Wzorowano się na rzeczywistym, niegdyś stołecznym Towarzystwie Przyjaciół Nauk. Podobieństwo posunięte było tak daleko, że nie wahałbym się użyć słowa imitacja, gdyby nie niosło ono równocześnie owego pejoratywnego sensu — nieautentyczności, podróbki. Wolę więc ’ścisłe naśladownictwo’. Członkowie towarzystwa dzielili się na czynnych i korespondentów. Działania, organizowane w poszczególnych wydziałach (wydział I, literatury i nauk wyzwolonych, wydział II, nauk matematycznych, fizycznych i medycznych), polegały głównie na przedstawianiu oryginalnych prac naukowych, tłumaczeń, twórczości poetyckiej i krytycznej zawsze z towarzyszeniem rzetelnej, niekiedy wręcz bezpardonowej krytyki innego członka towarzystwa. Zachowały się m. in. miejscami nader surowe oceny autorstwa Mickiewicza: wiersza Onufrego Pietraszkiewicza (Uwagi nad “Dumaniem u rozwalin zamku Giedymina”), przekładu wiersza pióra Józefa Jeżowskiego (Rozbiór przekładu z Kwinta Kalabra “Śmierć Achillesa”). Towarzystwo Filomatów rozrastało się, co musiało prowadzić do wypączkowania, również ze względów konspiracyjnych — “Członkowie nie powinni o wszystkim wiedzieć; nie powinni razem działać” [t. VI, s. 10] — Klubu Przyjaciół, Związku Filadelfistów Błękitnych i Filadelfistów Czerwonych, bardzo krótko legalnego (wiosną 1820 roku) Związku Promienistych, wreszcie Towarzystwa Lilaretów (gr. filéo — miłuję, areté — cnota). Łącznie przewinęło się przez te (i inne jeszcze, tu nie wymienione) związki kilkuset studentów. Działalność naukową i bez wątpienia już patriotyczną przerwało śledztwo i proces, w rezultacie którego — jak głosi sentencja wyroku — postanowiono aż “Dziesięciu członków Towarzystwa Filomatów, którzy poświęcili się zawodowi nauczycielskiemu, a także tych Filomatów, którzy okazali się najczynniejszymi w nagannych dążeniach tego Towarzystwa, nie pozostawiając w polskich guberniach, w których zamierzali szerzyć nierozsądny polski nacjonalizm przy pomocy nauczania, pozostawić p. ministrowi narodowego oświecenia, ażeby ich użył w wydziale szkolnym w oddalonych od Polski guberniach, dopóki nie otrzymają zezwolenia na powrót w strony rodzinne.” (M. Dernałowicz, K. Kostenicz, Z. Makowiecka: Kronika życia i twórczości Mickiewicza. Lata 1798-1824, Warszawa 1957, s. 470). To łagodniejsza część wyroku, który objął również Mickiewicza. Zana skazano nadto na rok twierdzy (odbył ją w twierdzy Kizył, po czym osiadł na ’posieleniu’ w Orenburgu), Czeczota i Suzina na pół roku twierdzy. Mimo drobiazgowego śledztwa Nowosilcowa nie udało się ustalić przynajmniej jeszcze pięciu nazwisk filomatów…

Ucierpieli również sprzyjający młodzieży nauczyciele akademiccy. Katedrę utracił m. in. Joachim Lelewel, wcześniej przestał pełnić funkcję rektora nie dość gorliwy Szymon Malewski. Mówiło się o legendzie wiążącej upadek uczelni z powierzeniem stanowiska rektora profesorowi medycyny, jakoż władze rosyjskie powołały na nie (nie został więc wybrany przez Radę Uniwersytetu) zdolnego chirurga Wacława Pelikana, w rektoracie — wskutek interwencji kuratora Nowosilcowa — mówiono już wyłącznie po rosyjsku. Po upadku powstania listopadowego uniwersytet rozwiązano carskim ukazem, rozpadł się na Akademię Medyczno-Chirurgiczną i Akademię Teologiczną. Pozostałe wydziały zlikwidowano. W okresie międzywojennym reaktywowano Uniwersytet Stefana Batorego, dziś funkcjonuje litewski Uniwersytet Wileński (z Katedrą Filologii Polskiej, a jakże!). W pewnym stopniu, choć bez przesady, przyczynił się do tego filomacki niedosyt uniwersytetu.

Autorzy: Marek Piechota