Religijne rzeźby Henryka Fojcika

Galeria Uniwersytecka w Cieszynie w okresie Świąt Bożego Narodzenia prezentowała rzeźbę religijną Henryka Fojcika, wicedyrektora Instytutu Sztuki cieszyńskiej Filii. Na wystawę składały się duże zdjęcia ukazujące rzeźby ołtarzowe z kościołów w Rybniku i Sieroniowicach oraz dwie oryginalne drewniane figury. Jedna z nich -"Prochem (nie)jesteś" - umieszczona scenograficznie na wprost wejścia, ukazuje dramatycznie roztrzaskaną postać, fizykalnie metaforyzującą cierpienie. W bezgłowy, zdestruowany korpus wbite jest, niczym ogromna drzazga, pionowe ramię krzyża. Ciało postaci, wobec tak silnej ingerencji wygina się i zatraca wręcz swą cielesność na rzecz substancjalności drewna. Pokrewieństwo ciała ludzkiego i drzewa wyzyskane zostało tutaj poprzez ukazanie wspólnej tak ciału jak roślinie kruchości. Zdeformowane ciało to strzaskane drzewo, częściowo zachowujące pamięć szlachetnej, harmonijnej formy, częściowo barbarzyńsko i nieodwracalnie zniszczone. By ukazać kontrast, dolna część rzeźby różni się fakturowo od górnej - dolna jest subtelnie gładzona, wręcz wygłaskana, a iluzyjnie wyrzeźbione nogi skurczone są w spazmie bólu, ze stóp zieje jeszcze ślad rany po gwoździu. Również intarsjowanie wprowadza kontrast - ingerencja ciemnego dębu (liczącego kilka tysięcy lat drzewa, znalezionego w starym korycie Odry) w jasną, cielesną wręcz karnację, poprzez różnicowanie koloru wzmaga ekspresję. W istocie bowiem wszystko służy tu ekspresji, pobudzeniu w widzu współodczuwania dla cierpienia Boga - Człowieka. Klasyczną zasadę kontrastu zastosowano by ukazać postać zdruzgotaną i kulącą się, pokurczoną z bólu, a jednocześnie unoszącą się. Zgiętą pod niewyobrażalnym brzemieniem, a jednocześnie sprawiającą wrażenie, że zgięcie owo to pierwsza faza wyprostowywania się, prężenia i unoszenia się postaci. Zaznaczono metamorfozę kloca drewna w ciało, przemianę martwego w żywe i cierpiące.

rzeźba

Roztrzaskany górny fragment kloca drewna to częściowo zasługa pokory rzeźbiarza wobec zastanej struktury spróchniałego orzecha. Brak ingerencji, zostawienie tej części w stanie częściowo niezmienionym, otwiera się na znajdowanie tego, co niezaprojektowane, ale przypadkowe, a może zesłane; rzeźbiarz jakby nie ośmielił się modelować i wstrzymał dłoń w oczekiwaniu. Niektórzy widzowie dopatrują się tam Twarzy. Podobny efekt kumulacji dynamizmu w spokoju, unoszenia się i opadania, zastosowano w drugiej figurze, pt. "Cierpiąca". W drewnie lipowym zachowano tu naturalne "rany", sęczki.

Z rzeźb na fotografiach zwraca uwagę ogromny ołtarz główny (wys. 6,20 m) z kościoła ojców werbistów w Rybniku, ukazujący "Rozesłanie Apostołów." Tutaj dał znać duży zmysł dekoracyjny, kaligraficzna elegancja giętkich wyrafinowanych linii, jakie tworzą zręby monumentalnych figur. Życiodajny wiatr rozwiał szaty, rytmizując fałdy, gesty rąk. Roślinny charakter stylizacji metaforycznie nawiązuje do wegetacji, do rozrastania biologicznego. Ołtarz powstał w latach 1991-1996, w kolejnych etapach, w czasie kiedy proboszczem kościoła był nieżyjący już ks. Rufin Halszka. Artysta pracował sam, bez pomocników. Najpierw wyrzeźbił postać Chrystusa, używając drewna z potężnej 200 letniej lipy z Cisownicy, na której ścięcie wyrazić musiał zgodę konserwator. Figura ukazana jest z rozwartymi ramionami, a szata z pięcioma otworami symbolizuje pięć ran Chrystusowych. Ikonograficznie mamy tu do czynienia z nawiązaniem tak do rozesłania apostołów w dzień Pięćdziesiątnicy ( a więc i Zesłania Ducha Świętego), jak i do Zmartwychwstania. Dlatego postacie apostołów przeniknięte są wiatrem, nad ich głowami pojawia się płomień; liście niczym słowa rozwiewają się wokół, a ten który jest źródłem słów jest jak drzewo i winna latorośl jednocześnie. Apostołowie przyrastali kolejno; powiedzieć można wręcz, że gdy jedni pojawiali się na ołtarzu, inni - nie przemienieni jeszcze w figury - rośli jeszcze jako drzewa w lesie. Po wykonaniu całości wykonano skromną polichromię, a właściwie patynę, posługując się pastelami. Taka powściągliwość podyktowana została chęcią zachowania koloru drewna. Szatę Chrystusa pokryto puszystą kredą z Szampanii. Ostatecznie w twarzach apostołów zaszyfrowano portrety osób ważnych dla autora: znalazł się tam więc między innymi portret śp. Księdza Halszki, a także ojca artysty, który zmarł w trakcie prac nad ołtarzem.

rzeźba

Z rzeźb sfotografowanych zwraca też uwagę "Ołtarz Wiecznej Adoracji", boczny ołtarz z tego samego rybnickiego kościoła, nawiązujący wedle zamysłu autora do sztandarów procesyjnych. Efektowne mieniące się złocenie, rozciągające się w długą falę ognia, to metafora słów "przyszedłem, aby rzucić ogień". "Drzewo Życia" z kaplicy na zewnątrz dzwonnicy kościoła parafialnego w Sieroniowicach koło Strzelc Opolskich to z kolei próba zmierzenia się rzeźbiarza, tak bardzo czującego drewno, z innym materiałem - żywicą epoksydową.

Towarzyszący wystawie tekst w katalogu, przygotowanym z okazji prezentacji rzeźb w belgijskim Genk, nie zajmuje się analizą prezentowanych rzeźb, ale ogólniejszym problemem rozróżnienia rzeźby religijnej i sakralnej. Tadeusz Rus - autor tekstu uważa, że kategoria rzeźby religijnej jest zdeterminowana zamówieniem, a więc konwencją i oczekiwaniami odbiorcy. Stąd, rzeźba religijna, w przeciwieństwie do sakralnej, pozbawiona jest elementu transcendencji. Tak zdecydowanie postawienie kwestii jest - jak rozumiem - pewną prowokacją i zaproszeniem do dyskusji. Powiedzieć więc można, podejmując wątek dyskusji, że w nazewnictwie istotnie mamy sporą różnorodność, gdyż obok sztuki religijnej i sakralnej, mamy też na przykład sztukę liturgiczną czy kościelną, a nawet mistyczną. Powiada się często po prostu, że sztuka sakralna jest dostosowaną do liturgii dziedziną sztuki religijnej. Ale też w takim postawieniu nie wydobywa się na plan pierwszy tego, o co chodziło Tadeuszowi Rusowi - doświadczenia sacrum. Nie ujmuje się też tego, co Władysław Stróżewski uważał za doświadczenie pierwotniejsze od sacrum - sanctus, a więc - partycypacji dzieła sztuki w sanctum. Istotnie bowiem jest to sprawa, której nie sposób pominąć ! Wielcy nasi artyści religijni - jak Jerzy Nowosielski - podkreślają przecież, że sacrum w sztuce obok aspektu chwalebnego, posiada aspekt kenotyczny, związany z dramatem, rozdarciem i katastrofą. Przeto inny wybitny malarz religijny, Jacek Sempoliński zapytywał wręcz, czy wierzący może być artystą, skoro sztuka wymaga od artysty wykroczenia religijnego. Oczywiście w takim ujęciu omijamy tak ważną tradycję sztuki religijnej, jaką jest opowiadanie (biblia pauperum). Jednak przyznać też trzeba, że w dyskusji o sztuce dla kościoła, w kontekście jej ilustracyjności i komunikatywności, powraca wątek laicyzacji sztuki sakralnej, w której - jak powiada Stanisław Rodziński - "coraz więcej kamuflażu, chłodnej myśli projektowej i formalnej gry." Czy wybitny artysta to zatem będzie ten, kto podejmie szansę nowego obrazowania, a nie erudycyjnie wykorzysta dawna ikonografię, zręcznie stylizując dzieło ? To wszystko są pytania do dyskusji, ponieważ - na szczęście - nie ma recepty na dobrą sztukę, także tę przeznaczoną dla kościoła.

Wracając do rzeźb Henryka Fojcika zaznaczyć wypada, że do kościoła w Rybniku nie był zaproszony z zewnątrz, ale był po prostu jednym ze wspólnoty wiernych. Zrobił więc rzeźby dla swojego kościoła, czyli wziął za nie pełną odpowiedzialność. Rzeźby te rzeczywiście są erudycyjne tak ikonograficznie i formalnie, podobają się wiernym. Niewątpliwie bowiem dobre rzemiosło - jako przeciwieństwo partactwa - wyrasta z uczciwości, solidności, a nawet pokornej miłości. Sceptykom obrzęd pomaga niekiedy w przetrwaniu, zamiast podejmowania wciąż trudu prywatnej dewocji. Może więc takie komunikatywne dzieło posłuży zjednoczeniu ze wspólnotą wiernych, w modlącym się tłumie, zespolonym jednym tętnem ? Czy spokój wiary jednak to po prostu samozadowolenie ? A może przeciwstawienie się innym to niemoralne wywyższenie, samolubna pycha ? Wreszcie - to kolejne pytanie - czy aktualne jest stwierdzenie o tym, że Polska jest krajem ludzi praktykujących a niewierzących, co wpływa na rodzaj sztuki zamawianej dla kościoła ? Pytań jest wiele, a wstęp Tadeusza Rusa prowokuje nie tylko do teoretycznej dyskusji, ale i do oglądania rzeźb Henryka Fojcika. Rzeźb, które - na dobre i złe - podobają się wiernym.

Autorzy: Anna Markowska