MOJE WSPOMNIENIE O PROFESORZE JERZYM RATAJEWSKIM (1928-1999)

Gdy spotkałem pana Profesora 26 listopada ubiegłego roku na korytarzu Wydziału Filologicznego naszej uczelni nie przyszło mi do głowy, że nasze spotkanie będzie ostatnie. Może zwiódł mnie dobry nastrój Profesora, kordialny uśmiech wymalowany na Jego twarzy, a może sprawiły to zapewnienia Profesora sprezentowania mi wkrótce przewodnika turystycznego po Beskidzie Śląskim, na wieść, że wyjeżdżam na weekend do Wisły. Zbagatelizowałem uwagę Profesora, że jemu ów przewodnik nie będzie potrzebny. Nie zapomniał przy tym pan Profesor, jak zwykle, zapytać o zdrowie żony i serdecznie ją pozdrowić.

Taki obraz Profesora, człowieka niezmiernie serdecznego, życzliwego przechowuję w swojej pamięci właściwie od początku studiów, dokładniej od egzaminów wstępnych na bibliotekoznawstwo i informację naukową w 1981 roku. Być może Profesorowi zawdzięczam swój dalszy i obecny życiorys, a właściwie Jego podpowiedzi na egzaminie testowym z języka rosyjskiego, gdy łamałem sobie głowę, jak to będzie po rosyjsku delegacja. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że zetknąłem się ze swoim późniejszym wykładowcą, promotorem pracy magisterskiej, wreszcie pierwszym kierownikiem.

Studia uniwersyteckie nazwałbym okresem stopniowego poznawania Profesora poprzez Jego liczne już wówczas publikacje. Przede wszystkim jednak było to poznawanie "światopoglądu" bibliotekarskiego mojego przyszłego Mistrza dzięki uczęszczaniu na wykłady Profesora z: Bibliotekarstwa, Wstępu do nauki o książce, bibliotece i informacji naukowej; Metodologii bibliotekoznawstwa i informacji naukowej. Wykłady Profesora cieszyły się dużym zainteresowaniem nas wszystkich, żółtodzióbów" bibliotekarskich. Sprawiła to sugestywność i plastyczność wypowiedzi. Niczym magia działał na nas serdeczny uśmiech Profesora, za który, jak nam wyznał wiele lat później oberwał w twarz w czasie okupacji od hitlerowskiego policjanta. Niemałe znaczenie miał dla nas fakt, iż przemawia do nas były dyrektor Biblioteki Głównej Uniwersytetu Śląskiego, uprzednio wieloletni pracownik Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu(1960 - 1971). Niemniej jednak ważne były wizje, które przed nami roztaczał, czasami formułowane pół żartem, pół serio: " pamiętajcie, że będziecie przyszłymi dyrektorami bibliotek", czy już całkiem serio:. "... nie bójcie się pytać; pamiętajcie, że zadawanie pytań jest o niebo trudniejsze od dawania odpowiedzi. Wkrótce, jako seminarzysta Profesora, mogłem przekonać się "na własnej skórze", że nie są to czcze słowa. Równie ważne było wpajanie nam przez Profesora poczucia odpowiedzialności. Na seminarium magisterskim Profesor powtarzał nam, zdawało się do znudzenia, że jesteśmy dorośli, że powstanie pracy magisterskiej zależy przede wszystkim od nas. Tak wtedy jednak, jak i później zawsze znajdował czas, by porozmawiać i pomóc w rozwianiu naukowych wątpliwości. Nie kończyło się zresztą na tym. Profesor nigdy nie odmawiał pomocy, zwłaszcza, gdy chodziło o sprawy naukowe. Być może Opinii Profesora, żądanej przez Służbę Bezpieczeństwa, zawdzięczam wyjazd w 1986 roku do Republiki Federalnej Niemiec po materiały do magisterium. Z dzisiejszej perspektywy wydarzenie to wydaje się nieznaczne. Wówczas był to akt odwagi, a zarazem zaufania ze strony Profesora, zważywszy iż byłem tuż przed obrona i przed rozpoczęciem służby wojskowej. W swoim prywatnym archiwum przechowuję inne opinie Profesora formułowane na mój użytek. I nie tyle liczył się skutek, co samo wsparcie Profesora. Nie przesadzę, jeśli powiem, że Profesor był taki dla wszystkich, dla studentów, dla kolegów z Instytutu Bibliotekoznawstwa i Informacji Naukowej Uniwersytetu Śląskiego, w którym przepracował 25 lat (1974 - 1999).

Pisząc te słowa, zastanawiam się, czy znałem dobrze Profesora. Byłoby pychą twierdzenie, że tak. Znałem Go zaledwie 18 lat (1981 - 1999), w tym jedenaście lat jako podwładny, pracując w Zakładzie Metodologii Bibliotekoznawstwa i Bibliotekarstwa. Studiowałem Jego książki, Jego rozprawy, ale tak naprawdę dorobek Profesora objąłem w całości, przygotowując bibliografię Jego prac, do planowanego tomu "Studiów Bibliologicznych" Jemu dedykowanemu. Na urobek (określenie Profesora) składa się ok. 360 pozycji, w tym 120 publikacji ogłoszonych drukiem (11 książek!) oraz 240 prac napisanych pod Jego kierunkiem (prace magisterskie; prace dyplomowe; prace doktorskie - 2). Zdumiewa rozległość zainteresowań naukowych Profesora: historia prasy; starożytność; informacja naukowa; bibliotekoznawstwo i informacja naukowa. Pod koniec życia skierował Profesor swoje ścieżki naukowe w stronę historii nauki o raz metodologii informologii. Owa rozległość jest widoczna również w etapach kariery naukowej Profesora: magisterium z historii starożytności; doktorat z historii prasy; habilitacja z bibliotekoznawstwa. W ostatnich dwóch latach zajął się recenzowaniem prac młodszych kolegów. Jak mawiał, on zrobił już swoje, teraz czas na młodszych. Wtajemniczeni wiedzieli jednak, że w zaciszu Jego krakowskiego mieszkanka, rodzi się kolejna publikacja Profesora.

Cechą charakterystyczną pisarstwa naukowego Profesora jest jego rzetelność oraz polemiczny styl. Korespondował on poniekąd z usposobieniem Profesora. Całe życie walczył, jak mawiał, z "Kasandrami" bibliotekarstwa polskiego.

Jedną z dewiz życiowych Profesora było powiedzenie: my home is my casttle. Wierny jej Profesor przyjmował magistrantów wyłącznie na parterze hotelu uniwersyteckiego, w którym mieszkał długie lata. Sam w sobie Profesor twierdzą nie był. Otwarty na problemy innych, od czasu do czasu otwierał się przed swoimi współpracownikami, opowiadając o swoich okupacyjnych latach spędzonych w Poznaniu lub o swoim wrocławskim epizodzie. Nie ukrywał przed otoczeniem swoich lewicowych przekonań. Znany był przy tym z tolerancji i taktu dla myślących inaczej. Powszechnie znaną "słabością" Profesora było kolekcjonowanie obrazków z podobiznami Jego patrona, świętego Jerzego. W gronie kolegów słynął Profesor z okazjonalnych, bardzo dowcipnych laudatio. Jak bardzo był lubiany i szanowany dowiedziałem się również niedawno. Jeden z profesorów naszego uniwersytetu, gdy dowiedział się, że jestem uczniem Profesora, do bukietu pozdrowień dołączył znamienne zdanie"... to bardzo szlachetny człowiek". Nie zdążyłem już przekazać owych pozdrowień Profesorowi. Nie zdążyłem również opowiedzieć Profesorowi o swoich wrażeniach z pobytu w górach. O tym wszystkim chciałem powiedzieć na promocji tomu "Studiów Bibliologicznych", ofiarowanego Profesorowi. Żal po stracie Profesora i Mistrza łączy się zarazem ze świadomością, iż obcowałem z Osobą nie tylko szlachetną, ale również nieprzeciętną.